Zaczęło się od śmierci ojca
W 2004 roku zmarł ojciec Mariusza.
- Rok później babcia. Kolejny rok przyniósł odejście dziadka i mamy. I tak zostaliśmy sami – wspomina Robert, starszy brat Mariusza.
Tragiczne, rodzinne wydarzenia były początkiem problemów 30-latka.
- Nasza mama była chora na stwardnienie rozsiane, była sparaliżowana. Nie mogła nas przytulić, tak jak robiły to inne mamy. Bratu bardzo tego brakowało. Często przychodził na jej grób, zdarzało się, że nawet tam spał. Nie mógł sobie poradzić z jej stratą – dodaje brat.
Lekarze zdiagnozowali u Mariusza schizofrenię paranoidalną. ZUS uznał, że mężczyzna jest niezdolny do pracy i przyznał mu niewielką rentę. W 2008 roku Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Lesznie złożył wniosek do sądu o całkowite ubezwłasnowolnienie chorego.
- Pamiętam sytuacje, w których on odkręcał gaz i wyjeżdżał, na przykład na Mazury. Albo po przepełnieniu worka na śmieci nie wyrzucał go, tylko kładł w przedpokoju i śmieci wrzucał do kolejnego – opowiada Robert Pryłowski.
Brat nie radził sobie sam z kontrolą Mariusza. Opiekunem prawnym został pan Mateusz Kaczmarek, który pracował w schronisku dla bezdomnych w Lesznie.
- Mariusz był w tragicznym stanie. Przede wszystkim był niedożywiony, miał dużą niedowagę – wspomina Kaczmarek.
To właśnie dzięki opiekunowi prawnemu Mariusz trafił do Domu Pomocy Społecznej we Wronińcu. Terapia zaczęła przynosić skutek.
„Pana Mariusza u nas nie ma”
Poprawa nie trwała jednak zbyt długo. Mariusz wkrótce zaczął uciekać z placówki. Za każdym razem, gdy go odnajdywano, był na skraju wyczerpania.
- Raz znalazł go leśniczy. Był bez kurtki, cały przemoczony, dygotał – mówi Piotr Grochowiak, dyrektor DPS we Wronińcu.
W związku z kolejnymi ucieczkami Mariusz zaczął się leczyć w Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Kościanie. Po raz pierwszy trafił tam w listopadzie 2010 roku, ponieważ stwarzał dla siebie zagrożenie przebywając w pustostanie podczas mrozów. W tej samej placówce hospitalizowany był jeszcze siedem razy. W grudniu ubiegłego roku uciekł ze szpitala.
- Przyjechałem z Krakowa na święta. Chciałem odwiedzić brata. Przyszliśmy z wujkiem do szpitala, a tam pielęgniarka oznajmiła nam, że Mariusza nie ma. Nawet nie wpuściła nas do środka, powiedziała to przez uchylone drzwi – opowiada Robert Pyrłowski.
Po blisko pół roku, Mariusz odnalazł się we Wrocławiu, podczas próby podjęcia pracy w jednej z firm gastronomicznych. Mężczyzna podał swoje prawdziwe dane i dzięki temu policja oraz opiekun prawny szybko namierzyli mężczyznę.
- Zapytałem, jaką szpital ma procedurę w takich przypadkach. Okazało się, że jej nie ma i dopiero po naszej interwencji została ona opracowana. Informacje o zaginięciu osoby ubezwłasnowolnionej muszą być przekazywane opiekunom prawnym bezzwłocznie – komentuje Grzegorz Saj, dyrektor Departamentu ds. Zdrowia Psychicznego w Biurze Rzecznika Praw Pacjenta.
Kolejna ucieczka
Po niedawnej ucieczce Mariusz ponownie trafił do szpitala w Kościanie. Pacjent zgodził się na leczenie i prawie trzy miesiące przebywał na oddziale zamkniętym. 9 lipca opiekun prawny dostał SMS-a od lekarza prowadzącego, że Mariusz został przeniesiony na oddział otwarty. Wystarczyły zaledwie cztery dni bez ścisłego nadzoru i mężczyzna kolejny raz uciekł.
- Po pierwszej jego ucieczce i trwających pięć miesięcy poszukiwaniach, szpital nie wyciągnął wniosków i popełnił drugi raz ten sam błąd – denerwuje się brat pana Mariusza.
Lekarka opiekująca się pacjentem zapewniała, że osobiście dzwoniła do dyżurnego w tej sprawie. Policja nie ma jednak takiego zgłoszenia, ponieważ nikt ze szpitala nie odwiedził komisariatu by oficjalnie zgłosić zaginięcie pacjenta.
- Zawiadomienie o zaginięciu złożył brat pana Mariusza. Szpital tego nie zrobił – oznajmia Paulina Wiśniewska z Komendy Powiatowej Policji w Górze.
Mariusz Pryłowski przepadł bez śladu, nie ma go już trzeci miesiąc. Robert po ostatnich doświadczeniach ze szpitalem w Kościanie chce by w przyszłości Mariusz zamieszkał razem z nim. Najpierw musi go jednak odnaleźć.
- W całej sytuacji martwi mnie to, że ze szpitala może uciec ktoś inny. Mariusz jest osobą z natury łagodną, spokojną, ale może się zdarzyć tak, że ze szpitala ucieknie ktoś agresywny i zrobi komuś krzywdę – kończy Robert Pyrłowski.