Wypuścili ją ze szpitala w klapkach. Po kilkunastu godzinach zmarła

TVN UWAGA! 277623
Pani Teresa na SOR trafiła z ponad 40 stopniową gorączką. Jednak wypuszczono ją do domu. Zmarła po kilkunastu godzinach. Rodzina do tej pory nie zna przyczyny jej śmierci.

51-letnia Teresa Kawik nie uskarżała się na żadne dolegliwości. Dbała o zdrowie.

- Mama była okazem zdrowia. Do pracy miała dwa kilometry, jeździła rowerem. Lubiła żyć aktywnie. Zanim trafiła do szpitala, zwiedziła pół galerii handlowej – mówi Łukasz Kawik, syn pani Teresy.

Kobieta pracowała w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. Miała bardzo dobra opinię.

- Cały czas jesteśmy w żałobie po Tereni. Dalej jest puste biurko, nikt przy nim nie siada. Była nieodżałowanym pracownikiem. Rzadko kiedy teraz mamy do czynienia z osobami, tak wielkiego serca – wspomina Anna Prusak, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrześni.

Chociaż od śmierci pani Teresy minęło kilka tygodni, nikt nie powiedział rodzinie, na co zmarła ich bliska.

Pan Łukasz na własną rękę próbuje wyjaśnić przyczynę zgonu. Uważa też, że lekarze początkowo zbagatelizowali chorobę.

- Zaczęło się typowymi objawami grypy żołądkowej. Miała biegunkę i wymioty. Około godz. 17 zmierzyliśmy jej gorączkę. Okazało się, że ma ponad 39 st. C. Zadzwoniliśmy do szpitala. Odmówili przyjazdu. Powiedzieli, że nie mają karetki, nie ma lekarza dyżurnego, nie zostawią gabinetu, i że mamy sami przywieźć mamę do szpitala – mówi pan Łukasz.

Pan Łukasz zawiózł matkę na wrzesiński Szpitalny Oddział Ratunkowy. Do szpitala pojechał też mąż pani Teresy.

- Największy żal mam do personelu SOR-u. Poczułem ich bierność. Byli oburzeni, że przyjechał pacjent i przerywam im niedzielę, może kawę, może ciasto? – mówi Andrzej Karwik, mąż pani Teresy.

- Przyszedł lekarz i powiedział, że mama dostała środek zbijający gorączkę. Miała wtedy 40,5 st. C. Powiedział, że nie ma sensu, żebyśmy czekali w szpitalu, bo ona prawdopodobnie zostanie na obserwacji, a jak nie to do nas zadzwonią – przywołuje pan Łukasz.

Wtedy mężczyzna poszedł coś zjeść.

- Ledwo skończyłem i zadzwoniła moja narzeczona. Powiedziała, że mama jest w domu. Przyszła sama, w kapciach – opowiada pan Łukasz.

Tego dnia wiał silny wiatr.

- Zbili jej temperaturę do 34,5 st. C i wypuścili – mówi Andrzej Kawik.

- To była godz. 21, na dworze około 8 st. C. Mama miała na sobie, czerwoną, cienką kurtkę, spodnie od dresu i klapki. Ze szpitala mamy do domu około 2,5 kilometra – podkreśla pan Łukasz.

- Zapytałem, żonę, dlaczego ją tak wypuścili, nawet nie przywieźli karetką. Ona tylko machnęła ręką - mówi Andrzej Kawik.

Jak to możliwe, że kobietę wypuszczono do domu, nie powiadamiając o tym rodziny?

- Nie wiadomo. Nie usłyszeliśmy żadnego komentarza – zwraca uwagę pan Łukasz.

Po kilku godzinach stan pani Teresy znacznie się pogorszył. Jej mąż ponownie zawiózł żonę do szpitala.

- Żona miała na ciele dziwną wysypkę. To wyglądało jak sine kreski. Na pogotowiu, jak wszedłem nie było żywej duszy. Miałem wrażenie, że spali. O godz. 7 padło przypuszczenie, że jest to sepsa. Spotkałem się z prezesem SOR, rozmowa trwała sekundę. Powiedział, że na 80 procent moja żona nie przeżyje. Zostawił mnie na środku sekretariatu i poszedł – mówi Andrzej Kawik.

Niestety lekarzom nie udało się uratować pani Teresy, zmarła po kilku godzinach.

- Wrzesiński szpital nie od dzisiaj ma miano umieralni. Jednak nie spodziewałem się takiego cyrku – mówi pan Łukasz.

We wrzesińskim szpitalu chcieliśmy dowiedzieć, na co umarła pani Teresa. Prezes szpitala nie chciał rozmawiać z panem Łukaszem, ani z naszym reporterem. Kazał naszej ekipie natychmiast opuścić gabinet. Wezwał ochronę, a później poprosił o wezwanie policji.

Wobec takiej postawy szpitala, sprawą matki pana Łukasza postanowiliśmy zainteresować Rzecznika Praw Pacjenta.

Sprawa będzie zbadana przez Rzecznik Praw Pacjenta. Z tego, co zawiadamiający mówi, jest wysokie uprawdopodobnienie naruszenia praw pacjenta.

Pan Łukasz zawiadomił także prokuraturę.

- Prokuratura Rejonowa we Wrześni wszczęła śledztwo, które prowadzone jest pod kątem spowodowania niebezpieczeństwa, zagrożenia życia i zdrowia oraz nieumyślnego spowodowania śmierci – mówi Paweł Karpiesiuk, p.o. Prokuratora Rejonowego we Wrześni i dodaje, że śledczy prowadzą więcej spraw dotyczących tego szpitala.

- Mam nadzieje, że z tym szpitalem zostanie zrobiony porządek, że następni pacjenci, którzy tam pójdą będą czuć się bezpiecznie, a nie jak w umieralni – mówi Katarzyna Kozioł, dyrektor Departamentu Postępowań Wyjaśniających Biura Rzecznika Praw Pacjenta.

podziel się: