Wybuch gazu w Bytomiu. To nie był nieszczęśliwy wypadek?

TVN UWAGA! 4898749
TVN UWAGA! 295175
Dramatyczne wydarzenia w Bytomiu wstrząsnęły Polską. Po wybuchu gazu w jednej z tamtejszych kamienic znaleziono trzy ciała, 39-letniej kobiety i jej dwóch, kilkuletnich córek. Chociaż prokuratura nie podaje oficjalnych przyczyn tragedii, to wiele wskazuje, że nie był to zwykły wypadek.

W sobotę potężny wybuch gazu zniszczył parter kamienicy w centrum Bytomia. Eksplozja była tak duża, że uszkodziła sąsiednie kamienice.

- Zobaczyłem, jak ogień przechodzi przez całą ulicę, po chwili był dym i pełno kurzu. Zacząłem biec, żeby zobaczyć, komu można pomóc. Ale, jak dobiegłem to była masakra - mówi jeden ze świadków.

Trzy ciała

Kilka osób zostało poważnie rannych, niestety, znaleziono również trzy ciała.

- Podlecieliśmy od razu pod okno, w środku się jeszcze nie paliło, jedynie dwa ogniska. Potem przybiegł kolega, wskoczył do środka i zaczął podawać mi ciała, bo prawdopodobnie matka i dzieci już nie żyły – uważa Rafał Sofka, uczestnik akcji ratunkowej.

- Próbowaliśmy je reanimować, ale nie dawało rady – przyznaje pan Daniel, inny uczestnik akcji ratunkowej.

Wśród rannych najpoważniej ucierpiała kobieta, która przechodziła ulicą. Przetransportowano ją do szpitala w Siemianowicach Śląskich. Ofiary śmiertelne to 39-letnia pani Barbara oraz jej córki; 5-letnia Linda i 7-letnia Laura. To w ich mieszkaniu doszło do eksplozji.

- Wszyscy leżeli obok siebie, tak jakby z łóżka spadli pod wpływem wybuchu – mówi pan Daniel.

Rodzina nie mogła liczyć na męża

Pani Barbara mieszkała sama z dziećmi. Ich ojciec kilka lat temu opuścił rodzinę. Jak dowiedzieliśmy się w urzędzie miasta, nie płacił alimentów oraz nie pomagał w wychowaniu córek.

Pani Barbara zdecydowała się poszukać wsparcia w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Korzysta z dopłat i zasiłków oraz pomocy asystenta rodziny. Zdaniem urzędników współpraca przebiegała pomyślnie, a z czasem samotna matka zaczęła uczestniczyć w kursach i szkoleniach organizowanych przez fundację „Inicjatywa”. To grupa wsparcia, dzięki, której kobieta odnalazła drugi dom.

- Realizowała siebie, swoje pasje. Poszła do szkoły. Przychodziła do nas każdego dnia – usłyszeliśmy w fundacji.

- Była szalenie zdolna i kreatywna. Z dnia na dzień otwierała się coraz bardziej. Była wesoła, szczęśliwa i radosna. Obdarowała swoje dzieci ogromną miłością. Były z sobą tak zżyte we trzy, że trudno je było oddzielić – mówi Katarzyna Grolik, wiceprezes fundacji „Inicjatywa”.

To nie był wypadek?

Do wybuchu doszło przy jednej z głównych ulic Bytomia, która od kilkunastu miesięcy jest w remoncie. Od razu też pojawiły się spekulacje, że to ciężki sprzęt mógł uszkodzić instalację gazu ziemnego. Służby jednak ustaliły, że nieszczelność pojawiła się wewnątrz budynku.

Mieszkańcy poczuli gaz dopiero na kilkanaście minut przed eksplozją, nie zdążyli jednak zadzwonić po pomoc. Dopiero po wybuchu okazało się, że to wcale nie musiał być nieszczęśliwy wypadek.

- Po wybuchu przyszedł jej przyjaciel i powiedział, że ona planowała samobójstwo. Że była załamana. On bardzo płakał. Dzień wcześniej, chciał wziąć dziewczynki do siebie, ale ona powiedziała, że nie, że wszystko będzie dobrze, że nic się nie stanie – opowiada Mirosława Zawisza, sąsiadka.

„Byli szczęśliwi”

Według relacji przyjaciół kobieta miała być załamana po odejściu męża. Gdy w końcu rozpoczęła pracę, to na początku roku zachorowała i trafiła do szpitala. Po odzyskaniu zdrowia nie umiała sobie znaleźć miejsca. Pomimo wielu plotek związanych z samobójstwem, żadna z jej znajomych nie chce w to wierzyć.

- Nigdy, przenigdy nie uwierzę, że Basia mogłaby zrobić krzywdę swoim dzieciom. Po prostu nie ma takiej możliwości. Nie wpadłaby na taki idiotyczny pomysł, bo po prostu była dobrą osobą. To nie jest tylko moja opinia. Myślą tak też ludzie, którzy znali Basię i jej problemy. To nie jest tak, jak podają media, że ona była w trudnej sytuacji życiowej. Kto z nas nie ma kłopotów? – wskazuje Katarzyna Grolik.

- Widziałam ją dwa dni przed zdarzeniem, na rynku. Jej córki jeździły na rolkach. Było widać, że jest szczęśliwa i zadowolona. Dziewczynki były szczęśliwe – mówi Katarzyna Jaworska–Gielerak, koleżanka pani Barbary.

- Zaczęła świetnie sobie radzić w życiu. Kilka dni temu, jak z nią rozmawiałam, była uśmiechnięta, promieniowało od niej radością. Widać było, że w końcu wychodzi na prostą. Odcięła się od problemów, które ją trapiły – przekonuje Patrycja, koleżanka pani Barbary.

Oficjalnie przyczyna wybuchu nadal nie jest znana, ale od osoby zaangażowanej w śledztwo, wiemy, że za najbardziej prawdopodobny powód eksplozji uznano samobójstwo. Kobieta mogła pozostawić odkręcone kurki w kuchence gazowej lub celowo uszkodzić przewody gazowe. Okna i drzwi w mieszkaniu były prawdopodobnie szczelnie zamknięte.

Prokurator nadal jednak ustala przyczynę śmierci pani Barbary oraz jej córeczek, które, według relacji świadków, w chwili wybuchu były już martwe.

- Były sztywne. Oczy miały otwarte, niebieskie. Elastyczne ciało inaczej się zachowuje, kiedy się je podaje, a tu ciała były już twarde – mówi pan Daniel.

podziel się: