Pierwszy raz historię pani Haliny pokazaliśmy w Uwadze! pół roku temu. Kobieta stawia czoło bardzo ciężkiej chorobie, jaką jest stwardnienie zanikowe boczne. Mimo ograniczeń, wynikających z zaniku mięśni, pani Halina żyła samodzielnie. Kobieta stała się więźniem we własnym domu z powodu absurdalnej decyzji spółdzielni mieszkaniowej, która ustawiła na drodze przejazdu jej wózka betonową donicę i posadziła żywopłot.
Zabrakło życzliwości
Właścicielem drogi, do której pani Halinie zablokowano wyjazd jest spółdzielnia mieszkaniowa. To miejsce dostępne jest dla wszystkich.
- Jestem uwięziona i zupełnie tego nie rozumiem – mówiła kilka miesięcy temu pani Halina.
O powody podjęcia tej decyzji zapytaliśmy wówczas wiceprezesa spółdzielni mieszkaniowej.
- Decyzje podejmowane są kolegialnie i taka została w tym przypadku podjęta – uciął krótko.
Od początku kluczowy w sprawie był upływający czas, który dla pani Haliny miał olbrzymie znaczenie. Do dziś władze nie odpisały na żadną prośbę kobiety i nie zmieniły swojego stanowiska.
- Temat bramki już mnie nie dotyczy. Cały czas mówiłam, że nie mam czasu by czekać, bo choroba szybko postępuje. Zabrakło wyobraźni i życzliwości paru ludzi – podkreśla pani Halina i dodaje: Ludzie, którzy tak zdecydowali myślą, że wszystko jest zgodnie z prawem. Owszem, ale to jest prawo administracyjne. Ale przecież jest też prawo ludzkie, czyli traktowanie człowieka przez człowieka.
Urzędy wykazały się empatią i pomocą przy formalnościach związanych z legalizacją budowy tarasu i windy. Jednak nie udało się przekonać władz spółdzielni do otworzenia bramki.
- Bramka dalej jest zamknięta. Za każdym razem jak przyjeżdżam i na to patrzę, nie mogę w to uwierzyć – mówi syn pani Haliny.
Musiała opuścić mieszkanie
Pani Halina ma 64 lata. Przez całe życie była niezwykle aktywna. Jest malarką, miała galerię sztuki, a także szkołę Tai Chi, które jest jej wielką pasją. Nie rezygnowała z prowadzenia zajęć, nawet podczas choroby.
- Prowadzenie zajęć Tai Chi jest już niemożliwe. Nawet mówienie sprawia mi dużą trudność – wyznaje pani Halina.
Mieszkanie, w którym kobieta miała nadzieję spędzić swoją starość, kupiła zaledwie sześć lat temu. Półtora roku temu usłyszała diagnozę i przygotowywała się do kolejnych etapów choroby.
- Chcę się rehabilitować. W przeciwnym razie, już bym leżała w łóżku. Miałam fantastyczne, bogate życie. Byłam cały czas z ludźmi i tworzyłam. Teraz moje życie i moja przestrzeń się zawęża. Chodzę bardzo niewiele, pokonuję tylko krótkie dystanse przy pomocy chodzika. To bardziej rodzaj ćwiczenia, niż poruszania się – wyznaje pani Halina.
Rehabilitacja jest bardzo ważna, bo poprawia komfort w chorobie, która szybko postępuje. Z pomocą MOPS-u planowany był remont i adaptacja łazienki. Z panią Haliną miała zamieszkać opiekunka. Kiedy jednak nie udało się otworzyć bramki, wszystkie plany straciły sens i pani Halina podjęła decyzję o wyprowadzce.
- Wielu rzeczy muszę się pozbyć i przekazać do MOPS-u. To nie jest łatwe – mówi kobieta.
Pożegnanie
Pani Halina musiała pożegnać się ze swoim domem, a także z podjazdem, windą i bramką, które wybudowała sama, dla ułatwienia jej samodzielnego życie.
- Nie powinno wyglądać to tak, że złośliwość jednej osoby i biurokracja powodują zamknięcie w domu chorej osoby. To niedopuszczalne. Pomoc nadeszła, ale za późno – podkreśla.
Pani Halina od kilku dni jest pod opieką hospicjum, najważniejsza jest teraz rehabilitacja i utrzymanie obecnego komfortu.
- Moja sytuacja się dramatycznie zmieniła. Potrzebuję pieniędzy żeby móc funkcjonować. Chcę przekazać obrazy na aukcje, by zyskać pieniądze na rehabilitację. Potrzebuję spokoju, słońca, możliwości wyjechania na świeże powietrze – mówi pani Halina.
Wszystkich zainteresowanych licytacją obrazów pani Haliny odsyłamy TU.
- Będę się cieszyć, jeśli moje obrazy trafią do odbiorców, którzy powieszą je na ścianie. Od zawsze maluję dla ludzi.Więcej informacji o możliwości pomocy pani Halinie TUTAJ