Trzymała zwierzęta w koszmarnych warunkach. Żywiły się padliną

TVN UWAGA! 4587555
TVN UWAGA! 258364
Trzymała w koszmarnych warunkach ponad 100 zwierząt. Brudne i poranione żywiły się chlebem i padliną. Sprawą zajmuje się prokuratura. Ich opiekunka, lokalna pani doktor, nie ma sobie nic do zarzucenia.

Pani Lidia mieszka w Starym Czarnowie niedaleko Szczecina. Pracuje, jako lekarz, pacjentów przyjmuje w domu. Od 16 lat gromadzi na przydomowej posesji i w mieszkaniu zwierzęta – psy, koty, krowy, konie i świnie.

Relacje sąsiadów

- Działy się tam różne sceny. Któregoś razu psy zagryzały świnię, wcześniej ją maltretowały, potwornie się darła, broniła się. To było okropne – opowiada Czesław Michalak, sąsiad pani Lidii.

Mieszkańcy informowali gminnych urzędników o fatalnych warunkach, w których żyją zwierzęta pani doktor.

- Nie wiem, jak to nazwać. Czy jest to hodowla? Czy jest to działalność rolnicza? Nikt mi nie umiał odpowiedzieć, co to właściwie jest – mówi Michalak.

Nie ma problemu?

Gmina problemu nie dostrzegła.

- Był wysłany pracownik, który stwierdził, że zwierzętom nie dzieje się krzywda. Co tam jest nie tak? Trudno odpowiadać za prywatne gospodarstwo. Gmina nie zaniechała żadnych czynności odnośnie tego gospodarstwa – uważa Marzena Grzywińska, wójt gminy Stare Czarnowo.

W domowej przychodni doktor Lidia przyjmuje pacjentów pięć razy w tygodniu, placówka dwa razy w roku kontrolowana jest przez sanepid.

- Nie stwierdziliśmy nieprawidłowości, które mógłby spowodować zamknięcie przez nas placówki. Jeżeli chodzi o pozostałe pomieszczenia na terenie posesji i o zwierzęta to są zadania inspekcji weterynaryjnej – wskazuje Wioletta Rożko, Powiatowa Inspektor Sanitarna w Gryfinie.

Do przykrego zapachu w domowej przychodni sanepid się nie odnosi.

- W zakresie zapachów nie ma żadnych norm prawnych, ani wskazań, jakie zapachy są przyjemne, a jakie nieprzyjemne. To odczucie indywidualne. Nie możemy, więc ingerować, bo nie mamy podstaw prawnych – twierdzi Rożko.

Interwencja pogotowia

Podczas interwencji Pogotowia dla Zwierząt można było zobaczyć ponad 100 ubłoconych zwierząt. Psy zjadały padlinę, część zwierząt była mocno poraniona.

- W mojej ocenia, która jest poparta przez biegłego sądowego, oraz technika weterynaryjnego i specjalistów ds. koni i bydła wszystkie zwierzęta powinny być odebrane – przekonuje Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt. I zaznacza. - Dziwię się władzom gminy, powiatowemu lekarzowi weterynarii, że tolerowali ten dramat tyle lat. Tak nie powinno być – przekonuje.

Hubert Gumowski, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gryfinie przyznaje, że nie był świadomy skali problemu.

- Skala problemu jest olbrzymia. Jest fatalnie. Wcześniej to nie było nam znane. Dział dobrostanu zwierząt jest tylko ułamkiem naszej działalności. Musimy funkcjonować, jako inspekcja na całym polu naszego działania. Nie starcza mi czasu i nie mogę zajmować się szczegółowo taką sytuacją – mówi Gumowski.

Wole poderżnąć im gardło”

Doktor Lidia nie chciała oddać czworonogów Pogotowiu dla Zwierząt.

- Nie przekażę czasowo. Każde z tych zwierząt dużych, gospodarczych, jest warte kilka tysięcy. Większość z nich kupowałam. Będę utrudniała, bo wole im poderżnąć gardło, niektórym tym psom, niż skazać je na klatki w schronisku – mówiła pani Lidia.

- Jest to jedna z trudniejszych interwencji, które wykonałem w swoim życiu. Nie widziałem takich warunków bytowania zwierząt, w takiej liczbie. Cieszymy się, że w końcu ta akcja się udała i po wielu latach udało się przerwać cierpienie tych zwierząt – mówi Bielawski.

Prokuratura Rejonowa w Gryfinie prowadzi postępowanie w sprawie, znęcania się nad zwierzętami. Ustawa o ochronie zwierzą mówi, że znęcaniem jest również utrzymywanie zwierząt w stanie skrajnego niechlujstwa i zaniedbania.

Zwierzęta trafiły do okolicznych gospodarstw współpracujących z organizacją, która przeprowadza akcję. Tam dochodzą do siebie.

podziel się: