Józef i Anna to emerytowane małżeństwo z Wielkiej Łąki, które wychowuje troje wnucząt, a ich cały dobytek i dach nad głową zabrał ogień.
- Przygotowywałam obiad starszemu wnukowi i poczułam gaz – opowiada pani Anna.
- Też go poczułem, wszystko było zimne. Zacząłem przykręcać butle. W tym czasie poszedł duży ogień i wyskoczyłem przez okno – dodaje pan Józef.
Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Opanowywał kolejne pomieszczenia. Państwu Wiśniewskim na szczęście udało się wydostać na zewnątrz. Kiedy na miejscu pojawiła się straż, dom stał w płomieniach.
- Byłam przy tym jak dom płonął. To jest straszne, nie potrafię tego opowiedzieć. Ten widok, jak ogień oknami wychodził zostanie mi do końca życia – mówi pani Anna.
Pomocni i serdeczni
Państwo Wiśniewscy są szanowaną rodziną. Zawsze byli pomocni i serdeczni dla innych. Ich wnuki są bardzo zżyte z dziadkami.
- Całe życie mamy ten dom, wcześniej mieszkała tu babcia z dziadkiem. Później mama i moje dzieci. Moi rodzice właściwie wychowywali moje dzieci – mówi Dorota Lech, córka Józefa i Anny.
Niestety dom nie nadaje się już do zamieszkania. Nadzór budowlany nakazał jego rozbiórkę. Zrozpaczonej rodzinie z pomocą przyszli mieszkańcy wsi. Sąsiedzi użyczyli dachu nad głową.
Z pomocą i wsparciem dla rodziny Wiśniewskich, przyszły też urzędy oraz mieszkańcy całej gminy. Zorganizowali zbiórki pieniędzy i odzieży, zapewnili ciepłe posiłki. Kobiety z Koła Gospodyń Wiejskich, przygotowały ozdoby świąteczne na dobroczynny, wielkanocny kiermasz.
- Sytuacja jest bardzo trudna, ponieważ rodzina nie jest zbyt zamożna. Są podłamani psychicznie – mówi Alina Małnicka, mieszkanka Wielkiej Łąki.
- Ciągle gdzieś gonimy, a tu nagle okazuje się, że należy się zatrzymać. Człowiek się zastanawia, czy jeszcze są inne ważniejsze wartości niż materialne. Wszystko się teraz zmieniło – mówi pani Anna.
Osoby, które chcą pomóc rodzinie bliższe informacje znajdą TUTAJ.