Nie poddaje się chorobie
Halina Kozioł cierpi na stwardnienie zanikowe boczne. Po półtora roku od diagnozy, kobieta po domu porusza się z pomocą chodzika, na zewnątrz musi korzystać z wózka elektrycznego.
- Jeszcze półtora roku temu byłam zdrowa. Chodziłam, jak każdy. Prowadziłam galerię sztuki. Maluję od ponad czterdziestu lat. Nie życzę nikomu choroby, ale spotkać może każdego – mówi.
Pani Halina mieszka sama na parterze kamienicy. Mimo choroby chce jak najdłużej być samodzielna. Z pomocą przyjaciół i artystów kupiła specjalny wózek, windę i wybudowała wyjazd z domu.
- Kiedy zaplanowałam, że będzie tam balkon, taras, winda, pomyślałam, że byłoby wspaniale, gdyby powstał także chodnik i bramka – wspomina.
Bramka w ogrodzeniu miała być jej oknem na świat, którym miała wyjeżdżać na otwartą dla wszystkich osiedlową drogę. Niestety z tego wyjazdu skorzystała trzy razy, ponieważ spółdzielnia mieszkaniowa przed furtką ustawiła betonowy kwietnik. Dodatkowo posadzono tam żywopłot.
- W momencie, gdy stawiano donicę zjechałam wózkiem pod bramkę pytałam, dlaczego to robią. Pan prezes widział mnie, nawet nie wyszedł z samochodu. Odkręcił szybę i wykrzykiwał do mnie, że mogłam zrobić sobie windę z drugiej strony. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Miałam ściśnięte gardło – mówi pani Halina.
Sytuacja kobiety jest trudna. Aktywności i pasje podtrzymują ją na duchu. Pani Halina dalej maluje, jest też trenerką tai- chi.
- Nikt nie lubi być więziony. Każdy potrzebuje przestrzeni i możliwości samodzielnego decydowania o tym, gdzie i kiedy pójdzie. Nie rozumiem tego, jak można nie udzielić pomocy człowiekowi, który jej potrzebuje – mówi kobieta.
Pismo czeka od miesiąca
Od miesiąca w spółdzielni jest pismo, w którym pani Halina opisała swoją dramatyczną sytuację i zwróciła się z prośbą możliwość korzystania z bramki i wyjazdu z jej ogrodu. Do dziś nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
- Chodnik i bramka są zrobione bez zgody właściciela. Jak się coś stanie pani Kozioł, to kto za to odpowie? Prokurator nie przyjdzie do pani Kozioł, ale do spółdzielni – mówi wiceprezes Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Przedstawiciel spółdzielni twierdzi, że chodnik i bramka powstały tylko do wywozu śmieci z posesji.
- Decyzje są podejmowane kolegialnie i taką podjęliśmy. Posądza się nas o stosowanie empatii, ale my jej nie stosujemy – dodaje.
Kobiecie pomagają pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej oraz wolontariusze. Jedna z wolontariuszek odwiedziła sąsiadów z bloku i zebrała podpisy pod petycją do władz spółdzielni, aby zezwolono pani Halinie na wjazd w ulicę Kierową z jej ogrodu.
Pani Halina postanowiła sama przekazać podpisy mieszkańców do zarządu spółdzielni.
Nikt z zarządu nie wyszedł do czekającej na zewnątrz pani Haliny. Prezes odmówił rozmowy przed kamerą.
- Jestem uwięziona i zupełnie tego nie rozumiem. Brakuje pół metra ziemi, żebym mogła dojechać do ulicy. Brakuje słów. Nikt mnie w taki sposób nigdy nie potraktował – kwituje pani Halina.
Śródmiejska Spółdzielnia Mieszkaniowa wydała oświadczenie twierdząc, że w mediach pojawiają się nieprawdziwe informacje. Zarząd twierdzi, że nie zastawił bramki osobie niepełnosprawnej i nadal utrzymuje, że chodnik i bramka powstały do wywozu śmieci, na co spółdzielnia kategorycznie się nie zgadza.
O temacie powiadomili nas nasi widzowie oznaczając wpis jako #tematdlauwagi.