Śmierć pacjenta z wrzodami żołądka. Lekarz: „Nie położyłbym się na tym oddziale”

TVN UWAGA! 4889629
TVN UWAGA! 294298
- Wczoraj zrobiłem dla taty piękny krzyż, aby przykręcić go do pomnika, by miał coś ode mnie. Drewniany krzyż – mówi ze łzami w oczach 6-letni Brajan, syn pana Andrzeja. Mężczyzna zmarł po czterech miesiącach prób leczenia wrzodów żołądka w trzech różnych szpitalach. O śmierć męża żona obwinia lekarzy, prokuratura wszczyna śledztwa, a jeden z oddziałów, na którym przebywał pacjent zostaje zamknięty.

Pod koniec zeszłego roku, 52-letni Andrzej Kozłowski, został przyjęty do szpitala w Kętrzynie, z powodu wrzodów żołądka i związanych z tym krwotoków wewnętrznych. Przez prawie miesiąc pacjent był leczony farmakologicznie. Mimo to krwotoki nasilały się.

- Miał gastroskopię. Lekarz powiedział, że wrzód zanikł, zasuszył się lekami – opowiada Angelika Kozłowska, żona pana Andrzeja.

Poprawa była jednak krótkotrwała. Krwotoki wróciły.

- Pytałam lekarza, dlaczego tak się dzieje. Powiedział, że nie wie, że wszystko jest w porządku, wrzodu nie ma, męża wyleczył i planuje wypuścić go do domu – dodaje żona.

Jak twierdzi kobieta, mąż kilkakrotnie miał opuścić szpital. Za każdym razem jednak wypis uniemożliwiły powracające krwawienia.

Pod koniec grudnia stan pana Andrzeja bardzo się pogorszył. W Wigilię przeszedł operację w Kętrzynie, po której trafił na oddział intensywnej terapii szpitala w Bartoszycach.

„Krew wlewaliśmy do miski”

Mimo operacji, krwotoki nie ustępowały.

- Miał około 17 krwotoków. Mąż wymiotował krwią, a krew z nerki zlewaliśmy do miski. Rozmawialiśmy z lekarzem. Twierdził, że wrzód się zasusza, że tylko została po nim plameczka - opowiada żona pacjenta.

W związku z brakiem widocznej poprawy, rodzina chciała przenieść pana Andrzeja do szpitala w Olsztynie.

- Powiedzieli, że przyjmą mojego męża, tylko lekarz z Bartoszyc musi wydać oświadczenie, że nie potrafi poradzić sobie z tą chorobą, że nie da rady tego pacjenta wyleczyć – tłumaczy Angelika Kozłowska.

Niestety, szpital w Bartoszycach odmówił.

- Lekarz powiedział mi: „Tu zacząłem go leczyć, tu będę go leczyć i tutaj skończę go leczyć” – mówi, żona.

Stan pana Andrzeja był już bardzo ciężki, gdy placówka w Bartoszycach zdecydowała się przenieść pacjenta do Olsztyna.

- Pani doktor zrobiła mężowi gastroskopię. Powiedziała, że wrzód jest jak bomba zegarowa. Jest wielgachny i w każdej chwili może wybuchnąć – opowiada pani Angelika.

Mężczyzna przeszedł kolejną operację. Niestety, tydzień później zmarł.

Lekarz: „Przykro mi, że tak się skończyło”

- Moim zdaniem winnymi śmierci mojego męża są lekarze – stwierdza wdowa po panu Andrzeju.

Wyniki wszystkich badań zmarłego pacjenta pokazaliśmy profesorowi Krzysztofowi Bieleckiemu, chirurgowi z blisko 6-letnim stażem.

- Przy takim postępowaniu, najtrudniejszym powikłaniem jest nawrót krwawienia. To jest klasyczny przykład do resekcji żołądka, czyli do wycięcia. Ostateczna operacja odbyła się stanowczo za późno. Tę operację powinno się zrobić na samym początku – wyjaśnia prof. Krzysztof Bielecki, specjalista chirurgii ogólnej i chirurgii onkologicznej.

Dziennikarze Uwagi!, wraz z wdową po panu Andrzeju, odwiedzili kolejno szpitale, w których podejmowano próby jego leczenia.

- W Kętrzynie zapewniano mnie, że mąż wyjdzie do domu. Chcę się dowiedzieć, dlaczego nie wyleczono tu prostego wrzodu żołądka – pyta kobieta.

- To był jeden z powodów, dlaczego z dniem 1 maja zawiesiliśmy działalność oddziału chirurgii – mówi Wojciech Glinka, dyrektor szpitala w Kętrzynie i dodaje: - Jestem dyrektorem tej placówki od kwietnia i nie wiem, co działo się tu w wcześniej. Mogę tylko powiedzieć, że jest mi przykro. Tak po ludzku jest mi przykro.

Prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące możliwości fałszowania dokumentów na oddziale oraz innych nieprawidłowości związanych między innymi z zatrudnieniem personelu. Śledczy zajmują się także doniesieniami na temat innych zgonów, które miały miejsce w szpitalu w Kętrzynie w ostatnim czasie.

- Nastąpiło nagromadzenie poważnych prokuratorskich spraw, w których pacjenci ponosili śmierć. Szczerze, nie chciałbym trafić na ten oddział – przyznaje dyrektor szpitala.

Z placówki w Kętrzynie pan Andrzej trafił do szpitala w Bartoszycach.

- Pacjent był bardzo ciężki do diagnostyki. Gastroskopia po resekcji żołądka jest trudnym badaniem do oceny. Był odruch wymiotny, obraz drgał, opisałem to, co widziałem. Jest mi bardzo przykro, że tak to się skończyło - komentuje Robert Bromirski, ordynator Oddziału Chirurgii Szpitala w Bartoszycach.

„Nie będziemy mieć już tatusia”

Sprawą śmierci pana Andrzeja zajęła się prokuratura.

- Prokuratur zgromadził dokumentację lekarską. Będą prowadzone w tej chwili czynności dowodowe. Do przesłuchania jest kilkadziesiąt osób - mówi Krzysztof Stodolny z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Pan Andrzej osierocił siedmioro dzieci w wieku od trzech do 15 lat.

- Najmłodsza córka, która widziała jak karetka zabiera męża, pyta mi się: „Mamusi, kiedy przywieziesz tatusia do domu”. Tłumaczę je, że już nie będziemy mieć tatusia. Codziennie jeździmy na cmentarz.

O sprawie informowaliście nas używając hashtaga #tematdlauwagi.

podziel się: