Rodzina pana Michała ma kawałek lasu pod Łodzią. Od lat mają problem z osobami, które zaśmiecają ich teren.
- W ciągu ostatnich dwóch lat śmieci wysypano kilkanaście razy. Nie zgłaszałem tego, bo wiedziałem, że nie ma to sensu. Nie ma wykrytych sprawców i dowodów. Najlepiej będzie, kiedy sami spróbujemy coś z tym zrobić. Dlatego zawiesiliśmy na drzewie fotopułapkę – opowiada Michał Woźny.
Fotopułapka
Po kilku miesiącach w leśną fotopułapkę wpadli pierwsi sprawcy zaśmiecania lasu. Na nagraniu wyraźnie widać dostawczy samochód i dwóch mężczyzn wyrzucających śmieci.
- Jest tu sporo butelek po alkoholach, chemia do sprzątania kuchni. To wszystko wsiąkło w glebę. Są tu też odpady komunalne. Kiedy próbowałem się dowiedzieć, kogo to jest robota, znalazłem kartę drinków lokalu z Łodzi – opowiada pan Michał. - Ale ludziom na Facebooku odpisywałem, że nie wiem, czy to ich robota – dodaje.
Pan Michał - mimo wątpliwości – opublikował w sieci film z fotopułapki bez żadnych skrótów i retuszy. Z porzuconą klubową kartą, rejestracjami furgonetki i twarzami sprawców.
- Ci ludzie nie czaili się, wjechali do lasu, jak do siebie i wyrzucili śmieci, po czym odjechali. Wrzucając filmy do internetu nie przypuszczałem, że będzie taka gruba afera. Ale bardzo mnie ona cieszy. Po kilku godzinach internauci przysyłali mi powiększone screeny z logo lokalu i ze zdjęciami tego lokalu, na których widać taką sama kartę – opowiada pan Michał.
Internauci wpisy zaczęli oznaczać również naszym hashtagiem #tematdlauwagi.
Nieoczekiwane konsekwencje
Internauci chcąc błyskawicznie znaleźć winnego, zaatakowali łódzki klub, którego nazwa widniała na leżącej wśród śmieci karcie. Nie przewidzieli, że fala hejtu uderzy w niewinnych ludzi, którzy kilka miesięcy temu sprzedali lokal.
- Na początku było niedowierzanie i szok. Wraz z falą krytyki i hejtu nastąpiło nasze przerażenie. Bardzo dużo osób wyrażało negatywne opinie na nasz temat. Nie dało im się wytłumaczyć, czy obronić, że to nie my za tym stoimy. Ludzie domagali się ofiary. Żądali żebyśmy ujawnili nowych najemców, a my, ze względu na ochronę danych osobowych, nie mogliśmy zdradzić, kto to był. Telefony nam się urywały. Padały określenia, „od śmieciarzy, brudasów, do leśnych dzbanów” – mówi Piotr Żak, poprzedni właściciel pubu.
- Rozpełzło to na Polskę. Film ma trzy miliony wyświetleń. Nieogarnięta jest liczba komentarzy. Nie chciałbym być teraz na miejscu takiego człowieka, który na różne reakcje jest narażony – przyznaje Woźny.
Tablice rejestracyjne
Kolejny trop, czyli tablice rejestracyjne zaprowadził tysiące internautów do Sieradza. A konkretnie do pana Łukasza, właściciela dużej firmy transportowej. Choć mężczyzna przed wakacjami sprzedał furgonetkę i z wyrzuceniem śmieci też nie miał nic wspólnego, spotkała go fala hejtu.
- Dostałem SMS-y: „Ch… ci w d… śmieciu, je…”, „Oby kara była wysoka, co najmniej równowartość samochodu, niech cię boli buractwo”, „Za jaja i na drzewo” – cytuje Łukasz Kędzia, właściciel firmy transportowej.
- Ktoś zweryfikował, kto jest ostatnim użytkownikiem samochodu. Wyglądało to tak, że nie nadążyłem odbierać telefonu. Były ich setki. Przychodzili też ludzie z Sieradza, żeby zobaczyć miejsce i samego „zbrodniarza” – opowiada Kędzia.
W końcu internauci ustalili prawdziwych sprawców. Śmieci przywieźli do lasu dwaj, od lat mieszkający w Polsce cudzoziemcy, którzy kupili od pana Krzysztofa furgonetkę i urządzają swój nowy lokal w miejscu poprzedniego.
Telefonicznie skontaktowaliśmy się z jednym z mężczyzn, którzy wyrzucali śmieci.
- W samochodzie mieliśmy drewno, trochę listew metalowych. Miałem wyrzucić to w miejscu, gdzie się wyrzuca. Ale siedzieliśmy z kolegą i on mówi: ”Chodź wyrzućmy tutaj. Jestem stąd, i pokażę ci, gdzie wyrzucimy” – opowiada. I przyznaje. - Wiem, że to, co zrobiliśmy, nie było w porządku, przyznaje się do winy. Poszedłem na policję i powiedziałem, że przyznaję się do winy.
Policja potwierdza, że mężczyzna sam zgłosił się na komisariat.
- Drugi z panów, po interwencji funkcjonariuszy również zgłosił się do komendy. Obaj usłyszeli zarzuty popełnienia wykroczenia polegającego na zaśmiecaniu lasu. Początkowo mieli zamiar wyrzucić odpady na legalne składowisko. Jednak w międzyczasie zrodził się pomysł, żeby wyrzucić je do lasu, co też uczynili. Chodziło o oszczędności. Za takie wykroczenie grozi kara grzywny nawet do 5 tys. złotych. Sąd może wyznaczyć też nawiązkę za posprzątanie śmieci – mówi Magdalena Nowacka z Komendy Miejskiej Policji w Zgierzu.
„Boję się chodzić po ulicy”
Mężczyzna, który wyrzucił śmieci do lasu zgłosił się do pana Michała.
- Chciałem go przeprosić, zapłacić za sprzątanie albo posprzątać za niego i zapłacić mandat. I okazało się później, że on wrzucił to do internetu. Teraz dużo osób nam grozi. Są tacy, którzy napisali w komentarzu, że chcą kary śmierci dla mnie. Co takiego zrobiłem, żeby dostać karę śmierci? Boję się chodzić po ulicy, jeździć samochodem – przyznaje.
Mężczyzna chciał się z nami spotkać. Kiedy przyszliśmy do remontowanego pubu okazało się jednak, że nasz rozmówca stracił ochotę na nagranie przed kamerą.
„Sami sprowadzili na siebie nieszczęście”
Czy publikacja filmu i publiczne śledztwo było najlepszym sposobem nagłośnienia sprawy i znalezienia sprawców? Pan Michał jest przekonany, że postąpił słusznie.
- To, co się dzieje w internecie jest przynajmniej tak samo bolesne jak kary. Nie przewidziałem nawet jednego procenta takiej awantury. Mam nadzieję, że będzie działała odstraszająco na innych, którzy tak robią – mówi.
Czy kara nie będzie zbyt dotkliwa?
- Przykro mi, ale sami sprowadzili na siebie nieszczęście. Setki tysięcy ludzi, którzy napiętnują takie zachowania spowoduje, że może będzie czyściej w naszych lasach – uważa.