19-letnia matka małego Kamila mieszkała ze swoim 29-letnim partnerem w podwarszawskim Chotomowie. Jej zdaniem mężczyzna był ojcem dziecka, choć ten nie uznał potomka.
Liczne obrażenia
7 września matka zostawiła dziecko w domu pod opieką Daniela G.
- Po powrocie zobaczyłam małego w łóżeczku. Miał zaczerwienioną buzię na skroni i pod oczkiem. Zapytałam partnera, co się stało? Dowiedziałam się, że mały tarł buzią o prześcieradło. Uwierzyłam mu na słowo. Od razu nie było widać siniaków, były zaczerwienienia. Dopiero później zrobiły się duże – tłumaczy pani Dagmara.
Tego samego dnia z wizytą przyszedł asystent rodziny.
- To była rutynowa wizyta. Asystenta zaniepokoiło, że dziecko płacze i ma wysoką temperaturę. Dlatego wezwał pogotowie. Przyjechał lekarz i podjął dalsze czynności – opowiada Joanna Bastecka, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jabłonnie.
Po przyjęciu do szpitala lekarze stwierdzili u dwumiesięcznego chłopca złamanie kości czaszki, kilka krwiaków podczaszkowych, a także liczne zadrapania i otarcia. Okazało się, że dziecko już wcześniej mogło być ofiarą przemocy.
- Podczas pełnej diagnostyki znaleźliśmy kilka starszych złamań żeber, a także złamanie kości łonowej. Lekarze oceniają, że powstały w ciągu kilku tygodni i są już na etapie gojenia się. Ten chłopiec miał szczęście, że w tym momencie trafił do szpitala i chyba nie miał szczęścia przez wszystkie dotychczasowe jego dni życia – mówi Mariusz Mazurek, rzecznik prasowy Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza w Warszawie.
Areszt i zarzuty
Tego samego dnia zatrzymano partnera matki dziecka, a sąd zdecydował, że zostanie tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.
29-letni Daniel G. usłyszał zarzut popełnienia przestępstwa znęcania się ze szczególnym okrucieństwem.
- Taki czyn zagrożony jest karą więzienia do lat 10. Zarzut, który usłyszał, został uzupełniony o przestępstwo usiłowania zabójstwa w zamiarze ewentualnym. Oznacza to, że 29-letni, zdrowy, silny mężczyzna zadając ciosy, powodując obrażenia u tak małego dziecka, musiał liczyć się z tym, że może dojść do jego zgonu – mówi Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Mężczyzna częściowo przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu.
- Opisał, w jaki sposób mogło dojść do obrażeń oraz jaki był jego udział w powstaniu tych obrażeń. W naszej ocenie, było to celowe działanie – podkreśla Marcin Saduś.
Znęcanie się
Czy wcześniej coś wskazywało, że Daniel G. mógł znęcać się nad dzieckiem?
- Nie. Nie mam pojęcia, co się mogło dziać. Nawet nie przyszło mi to przez myśl, tym bardziej, że partner przy mnie nawet nigdy nie krzyknął na małego. Nigdy. A co dopiero coś takiego? – mówi matka.
Co rzeczywiście działo się za ścianami tego domu? Wiemy, że rodzina w nowym miejscu zamieszkania pierwsze kroki skierowała do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej.
- Zgłosili się z pytaniem, jaką pomoc mogą od nas uzyskać. Do tej pory opinia o tej rodzinie była dobra. Nie mieliśmy zastrzeżeń – mówi Joanna Bastecka.
Tymczasem jedna z koleżanek pani Dagmary przyznaje, że nie wszystko było w porządku. Daniel G. miał źle traktować swoją rodzinę.
- Zamykał ich w mieszkaniu bez podstawowych środków do życia. W domu, w którym wcześniej mieszkali, nie było lodówki, butli gazowej. Nie było, na czym ugotować obiadu – mówi.
O tym, że Daniel G. źle traktował swoją partnerkę, mówią także sąsiedzi z poprzedniego ich miejsca zamieszkania.
- Chytrzył jej pieniądze. Powiedział, że na wyprawkę więcej niż 200 zł nie może wydać, bo sprawdził ceny w internecie. Żałował jej na jedzenie. Nieraz sam jej dawałem coś do zjedzenia. On chodził grać na automatach i tyle – mówi sąsiad.
- W domu wprowadzony był terror. On zabraniał jej kontaktów ze znajomymi. Zabierał jej pieniądze, które otrzymywała z różnych ośrodków – z pomocy społecznej, czy WCPR-u [Wojewódzkiego Centrum Pomocy Rodzinie – red.]. Potrafił ją też uderzyć. Bił ją. Znalazł sobie popychadło. Nie myślał o potrzebach partnerki. Nie chciał tego dziecka – mówi koleżanka pani Dagmary.
Trudne dzieciństwo
Pani Dagmara od dzieciństwa przebywała w domu dziecka. Gdy z niego wyszła, poznała obecnego partnera.
- Miałam trudne dzieciństwo. Wcześniej mieszkałam z niepełną rodziną – mówi 19-latka i dodaje. - Szukałam odpowiedzialnego i zaradnego mężczyzny, potrafiącego kochać i szanować. Taki on mi się wydawał.
Pani Dagmara chciała uwolnić się od przeszłości.
- To jest dziewczyna, która całe życie chciała być kochana, chciała mieć rodzinę. Poznała tego człowieka, uznała, że jest odpowiednim partnerem. Wydaje mi się, że za cenę posiadania domu i rodziny pozwalała na to, żeby on się na niej wyżywał. Narodziny dziecka były dla niej największym szczęściem. W końcu miała kogoś dla siebie – mówi koleżanka pani Dagmary.
Daniel G. był chorobliwie zazdrosny.
- Było dobrze, ale bywały też cięższe momenty. Była przemoc w poprzednim mieszkaniu. Daniel uroił sobie w głowie, że ja, co chwilę szukam rozrywki w postaci innych mężczyzn. Ale racji nie miał – mówi pani Dagmara i dodaje.
- Boję się, że odbiorą mi prawa rodzicielskie, nie z mojej winy. Boję się, że nie dadzą mi udowodnić, że pomimo mojego młodego wieku, i tej strasznej sytuacji, potrafię się zająć Kamilem.
Dagmarze N. nie postawiono na razie żadnych zarzutów. Prokuratura skierowała jednak sprawę do sądu rodzinnego. I to sąd zdecyduje czy rodzice zostaną całkowicie pozbawieni praw rodzicielskich.