Ten materiał powstał dzięki zgłoszeniu przez hashtag #tematdlauwagi
Dwa spośród trzech psów, które znajdowały się na podwórzu Teresy K., miały głębokie rany szyi od krótkiego sznurka, którym były przywiązane do ogrodzenia. Zwierzęta nie miały dostępu do wody, jedzenia.
- Z daleka czuliśmy zapach ropy i gnijącego mięsa. Psy leżały jak kłoda, nie reagowały. Widziałem tyle tysięcy cierpień, że nic nie jest mnie w stanie do końca przejąć, a tu ta sytuacja mnie rozwaliła – przyznaje Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt.
Wolontariusze uwolnili psy, ale nie odcięli z ich szyi sznurów.
- Baliśmy się zajrzeć w szyję psa, bo nie wiedzieliśmy, czy wystają mięśnie, czy sznurki. Żadnych czynności nie podejmowaliśmy, jedynie modliliśmy się, żeby te psy przeżyły. Żeby nam nie poumierały w karetce pogotowia – dodaje Bielawski.
Zwierzęta do kliniki weterynaryjnej trafiły też w stanie skrajnego wychudzenia.
- To była sama skóra i kości. Widoczne były żebra. Jeden z psów miał jeszcze łańcuch, który wchodzi w okolicy tchawicy, co zagrażało jego życiu – mówi Marzena Cieciera, weterynarz.
Do znęcania się dochodziło już wcześniej?
O tym, w jakich warunkach żyją zwierzęta policję poinformowała sołtys wsi. Kobieta o sytuacji dowiedziała się przypadkiem, przy okazji urzędowej wizyty.
- Zauważyłam psy, które były na sznurku. Dałam jej [Teresie K. – red.] cztery dni, żeby z nimi zrobiła porządek. Nie zrobiła, dlatego zadzwoniłam do wyższych władz, które zainteresowały się sprawą mówi Wioletta Grzybowska, sołtys wsi Siemiątkowo-Rogale.
Z relacji najbliższych sąsiadów wynika, że kobieta, której odebrano psy od dłuższego czasu zaniedbywała zwierzęta, które miała pod opieką.
- Kiedyś zdechły jej dwie krowy i koń. Tam jest męczarnia. Przed Bożym Narodzeniem przeszło do nas na podwórko 15 kaczek. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Kaczka kaczce zjadła pióra, były nagie jak je Bóg stworzył – mówi Helena Falkowska, sąsiadka.
- Ona ma coś z głową, jak jej chłop żył to trzymał ich trochę w ryzach. A jak mąż umarł to od razu: „Hulaj dusza piekła nie ma” - mówi Wiesław Majorowski, sąsiad.
Do znęcania się nad zwierzętami mogło dochodzić na posesji Teresy K. już wcześniej. Dlaczego żaden z sąsiadów nie zaalarmował o tym, co dzieje się na posesji 47-latki. Właścicielka odebranych psów nigdzie nie pracuje. Ma kilkoro dzieci. Starsze z nich wyprowadziły się już z domu. Obecnie z kobietą mieszka dwoje jej najmłodszych dzieci.
K. i jej rodzina jest pod stałą opieką gminnego ośrodka pomocy społecznej. Kobieta ma ograniczoną władzę rodzicielską. Regularnie odwiedza ją asystent rodziny. Dlaczego ten nie zauważył, w jakim stanie są zwierzęta na podwórku?
- Skupiam się na problemach rodziny, na problemach pani Teresy, na sytuacji szkolnej i zdrowotnej dzieci. To jest bardzo trudna rodzina. Z tymi psami to była taka sytuacja, że nikt tego nie zgłosił. Ja też nie zwróciłam uwagi – pracownik pomocy społecznej.
- Gdybyśmy o tym wiedzieli na pewno byśmy od razu reagowali – dodaje inny pracownik pomocy społecznej.
Zwierzęta czekają na właścicieli
Reporter UWAGI! próbował się dowiedzieć od Teresy K., dlaczego nie poszła ze zwierzętami do weterynarza?
- Byłam chora, po szpitalach jeździłam. Nie miał, kto zrobić im budy, mój mąż już trzy lata nie żyje.
- Te psy z wrośniętym łańcuchem i sznurkiem nie miały prawa przeżyć zimy, a przeżyły. Jest w nich taka wola walki o życie, jakiej nie widziałem w żadnym innym zwierzęciu – mówi Bielawski.
Odebrane zwierzęta czekają teraz w domach tymczasowych na swoich nowych właścicieli. Zanim jednak do nich trafią weterynarze muszą je odpowiednio odżywić i wyleczyć głębokie rany.
Teresie K. grożą trzy lata więzienia. Powołany w tej sprawie biegły nie stwierdził, żeby dochodziło do znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem, za co przewidziana jest kara do pięciu lat więzienia.
Jeżeli ktoś z państwa jest zainteresowany adopcja psów, z tej lub innej interwencji Pogotowia dla Zwierząt zaprasza do kontaktu przez swoją stronę na Facebook’u.