Nie chcieli wydać jej zwłok męża. "Byłam poniżana i obrażana"

TVN UWAGA! 269495
Pan Zbigniew zmarł w Niemczech. Firma, która miała przewieźć zwłoki do Polski zafundowała rodzinie kolejny koszmar. Dwukrotnie trzeba było odwoływać pogrzeb. - Czułam się bezsilna. Byłam poniżana i obrażana. Nawet nie miałam czasu, by przeżywać traumę – mówi wdowa.

- Córka z zięciem, wnuczką i moim mężem przyjechała na weekend. Zobaczyłam, że mąż jest blady, spocony. Wysiadając z samochodu miał problemy z poruszaniem się – opowiada pani Maria.

Mężczyzna skarżył się na ból nogi, dlatego położył się odpocząć.

- Po chwili do niego zajrzałam. Był siny i strasznie charczał. Zięć natychmiast zadzwonił na pogotowie. W szpitalu powiedzieli, że to jest zakrzepica żylna. To był szok, niedowierzanie i żal. Był niecałą godzinę, nawet porządnie go nie uściskałam. To się stało za szybko, zbyt nagle – mówi kobieta.

Firma pogrzebowa

Tragedia, która spotkała Marię Compę i jej rodzinę wydarzyła się w Niemczech, gdzie kobieta mieszka i pracuje od kilku lat.

Firmę pogrzebową, której zleciła przewóz zwłok męża do Polski znalazła w sieci. Pani Maria otrzymała na maila umowę, którą podpisała i odesłała do zakładu pogrzebowego.

- Jeszcze wielokrotnie telefonowałam do tej firmy, żeby potwierdzili, że na pewno w czwartek wieczorem będzie ciało. I potwierdzali. Mówili: tak – opowiada kobieta.

Jednak, jak twierdzi pani Maria kontakt z firmą nagle się urwał. Zarówno ona, jak i reszta rodziny zmarłego była w szoku, kiedy w piątek musieli odwołać pogrzeb, bo firma nie przywiozła im zwłok. Co gorsza nikt nie wiedział, gdzie one się dokładnie znajdują.

- Wiedziałam, że coś jest nie tak z tą firmą. Jednego dnia było wszystko uzgodnione. Następnego dnia ten pan wypierał się tego, co mówił. Padały teksty; „a co ja mam helikopterem latać i zbierać dokumenty?”, „a po co pani się tak spieszy?”. Byłam w stresie, w szoku, w traumie. Słysząc takie teksty nie miałam siły z nimi rozmawiać. Pogrzeb został odwołany, ale przełożony na poniedziałek – opowiada pani Maria.

Po dwóch tygodniach od śmierci pana Zbigniewa, jego najbliżsi wciąż nie wiedzieli, kiedy będą mogli go pochować.

- Zastanawiam się, jakie tabletki pani bierze – usłyszała pani Maria od jednego z szefów firmy.

- Każda rozmowa z tymi panami to był stek obelg. Z mojej mamy chcieli zrobić osobę chorą psychicznie i ze mnie również – mówi Karolina Compa-Rosół, córka pani Marii.

- Martwiłam się, myślałam, że może gdzieś go złożyli w jakimś garażu, czy piwnicy – dodaje pani Maria.

Ambasada

Kiedy było już oczywiste, że drugi pogrzeb pana Zbigniewa też się nie dojdzie do skutku pani Maria, jej córka i zięć pojechali do polskiej ambasady w Berlinie. Chcieli wycofać upoważnienie do transportu zwłok przez granicę, które wcześniej dali firmie pogrzebowej. Pod ambasadą przypadkiem natrafili na wspólnika szefa tej firmy.

- Zapytałam gdzie jest ciało mojego taty. Powiedział, że na samochodzie – mówi Karolina Compa-Rosół.

Mężczyźnie nie udało się uzyskać nowego upoważnienia w ambasadzie, więc postawił rodzinie ultimatum.

- Przyszedł do nas. Sapał ze złości i powiedział, że da nam tutaj ciało jak zorganizujemy transport, zapłacimy pozostałą kwotę z umowy. Ponadto musimy zapłacić dodatkową kwotę za trumnę i każda godzina jego czasu kosztuje 500 zł – mówi Karolina Compa-Rosół.

Po nieudanych próbach spełnienia absurdalnego żądania, zrezygnowana rodzina zrobiła w końcu to, co chciała firma pogrzebowa. Znowu pozostawili im zwłoki i dokumenty. Rodzina postanowiła wrócić do Polski, a zakład zaczął znów zapewniać, że rodzina dostanie niebawem ciało bliskiego.

Dwie faktury

Jednak rodzina nie spodziewała się, że to nie koniec problemów. Zamiast ciała otrzymali dwie faktury do zapłaty.

- Była umowa na 4,5 tysiąca złotych. Faktury opiewają na prawie 15 tysięcy złotych. Nie wiem jak to nazwać – mówi Karolina Compa-Rosół.

- Powiedziano nam, że musimy to zapłacić, ponieważ nie wydadzą nam zwłok – dodaje pani Maria.

- Czuję się jakby uprowadzili ciało mojego taty i żądali okupu – mówi Karolina Compa-Rosół.

Firma rzeczywiście zastrzegła w umowie wydanie ciała rodzinie od pokrycia kosztów. Ale umowa skonstruowana jest w sposób, który budzi oburzenie fachowców z branży funeralnej.

- W oczy rzuca się „koszt wynajmu trumny z wkładem metalowym”. Polskie prawodawstwo nie zna pojęcia wynajmu trumny. Trumnę się sprzedaje do pogrzebu, do konkretnego ciała – mówi Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. I zaznacza.

- Ciało nie może być zakładnikiem. Trzeba być idiotą, żeby takie rzeczy robić. To jest skazanie się na śmierć przedsiębiorcy – mówi Krzysztof Wolicki.

Zwykle firmy pogrzebowe wydają ciało, a jeśli klient nie zapłaci to występują na drogę sądową.

- Na pewno wykazałam się naiwnością. Ale w przypadku śmierci najbliższej osoby nie myśli się racjonalnie. Na pewno na tym bazują – uważa pani Maria.

Prawo

Po dwóch tygodniach bezskutecznych negocjacji z zakładem pogrzebowym pani Maria pokonała 500 kilometrów, żeby odzyskać ciało swojego męża, które znajdowało się w siedzibie firmy w Skwierzynie. Poprzednio i tym razem właściciele jasno dali swoim klientom do zrozumienia, kto dyktuje warunki.

Styl rozmowy z wdową przypominał raczej komisariat niż siedzibę firmy pogrzebowej. Właściciele próbowali wmówić wdowie, że nie ma wszystkich dokumentów, żeby mogła zabrać ciało męża.

- Pani myślała, że weźmie torebkę, przyjedzie i zabierze męża – usłyszała kobieta od jednego z szefów firmy pogrzebowej.

Poniżona pani Maria wyszła ze spotkania z niczym. Zdesperowana zadzwoniła na policję z prośbą o interwencję. Ale poczucie bezradności nie minęło, bo od policji usłyszała zaskakująca radę. Padła sugestia, żeby zapłacić firmie wymaganą przez nich kwotę.

Pani Maria zawiadomiła też prokuraturę. Instytucje są jednak bezradne, ponieważ polskie prawo nie reguluje jasno, czym są ludzkie zwłoki. Nie istnieje na przykład paragraf dotyczący porwania zwłok.

Co na to zakład pogrzebowy?

Skontaktowaliśmy się z właścicielami zakładu pogrzebowego.

- Jesteśmy cały czas gotowi do wydania zwłok. Do momentu, kiedy sprawa nie zostanie wyjaśniona z rodziną nie ma, o czym rozmawiać – stwierdził jeden z szefów firmy pogrzebowej.

Po godzinnej rozmowie zmienił ton. Zadeklarował wydanie zwłok.

- Jeżeli [pani Maria – dop. red.] zgodzi się i podpisze oświadczenie, że ponosi pełną odpowiedzialność prawną i karną, że zabiera zwłoki i wypowiada nam umowę – postawił warunek mężczyzna.

Następnego dnia pani Maria z karawanem wynajętym z innej firmy przyjechała do siedziby zakładu. Znów okazało się, że to nie koniec upokarzania. Właściciel bał się, że pani Maria będzie go nagrywać i próbował zabezpieczyć się głośną muzyką. Dlatego rozmowa o zwłokach męża odbyła się przy dźwiękach muzyki rozrywkowej.

Pani Maria zapłaciła ostatecznie 4,5 tysiąca złotych, czyli kwotę, która widniała na umowie. Firma pogrzebowa stwierdziła, że suma ta nie obejmuje nawet najtańszej drewnianej trumny, dlatego wydała ciało Zbigniewa w metalowym składzie.

- Człowiek jest nikim. Czułam się taka bezsilna. Byłam poniżana i obrażana. Nawet nie miałam czasu przeżywać tej traumy. Tylko musiałam walczyć o ciało – mówi pani Maria.

podziel się: