Nie chcieli wydać im zwłok bliskich. "Musieliśmy zapłacić okup"

TVN UWAGA! 276049
Czuli się upokorzeni i bezradni, w chwili, kiedy przeżywali żałobę. O tym, co ich spotkało mówią wprost: musieliśmy zapłacić okup za wydanie ciał bliskich. Do UWAGI! zgłosiły się rodziny poszkodowane przez jeden z zakładów pogrzebowych.

Kilka tygodni temu pokazaliśmy w UWADZE! wstrząsającą historię Marii Compy i jej rodziny. Kobieta prawie dwa tygodnie nie mogła pochować ciała zmarłego męża.

Firma pogrzebowa, którą pani Maria wynajęła do transportu zwłok męża z Niemiec nie dość, że nie dowiozła ciała na dwa zorganizowane pogrzeby, to jeszcze uzależniła wydanie zwłok od dodatkowej opłaty. Według umowy pani Maria miała zapłacić za usługę 4,5 tys. zł. Tymczasem firma żądała prawie trzy razy tyle.

Zakład pozostaje bezkarny, bo polskie prawo nie przewiduje przestępstwa, takiego jak porwanie ludzkich zwłok. Dopiero po naszej interwencji firma pogrzebowa oddała pani Marii ciało męża.

- Myśmy przeżywali to samo, co pani Maria. Oglądając reportaż od razu wiedziałam, że to jest ta sama firma – mówi Agata Błaut.

- Przeżyłam to samo, tylko, że ja im wpłaciłam pieniądze. Czuję się tak jakbym wpłaciła okup za męża – mówi Krystyna Byczkowska.

Poszkodowani

Po reportażu o tym, co spotkało Marię Compę do redakcji UWAGI! zgłosiło się dziewięć rodzin pokrzywdzonych przez tę samą firmę pogrzebową. Przekonywały, że ich bliscy zostali porwani, po to, by wyłudzić dodatkowe opłaty za transport zwłok z zagranicy.

Dwie rodziny: Byczkowskich z Olsztyna i Błautów z Borkowic opowiedziały nam o gehennie, którą przeżyły walcząc o godne pochowanie bliskich.

- Byłam w samochodzie. Miałam dziwne przeczucie, trudne do opisania. Ciarki na rękach. W końcu zadzwonił telefon z Niemiec – opowiada Agata Błaut.

Do pani Agaty zadzwonili znajomi z Niemiec. Przekazali, że jej matka, która była u nich z wizytą, zmarła nagle. Miała 65 lat.

Wówczas pan Mirosław, brat pani Agaty znalazł w internecie firmę pogrzebową, która zobowiązała się sprowadzić zwłoki do kraju w ciągu trzech dni.

- Właściciel firmy pogrzebowej zaczął wydzwaniać, że nie wszystko się uda, że kwota do zapłaty o parę groszy wzrośnie. Pan stwierdził, że ma problemy ze ściągnięciem papierów – mówi Mirosław Błaut.

Pani Maria zmarła we wtorek, więc Błautowie zaplanowali pogrzeb na sobotę. Jednak dopiero w piątek, czyli cztery dni później, firma zgłosiła się po odbiór ciała do kostnicy w Niemczech.

- Wtedy doszło do ostrzejszej wymiany zdań między moim bratem, a panem z firmy pogrzebowej. Ten pan odłożył słuchawkę. Potem była sobota i niedziela bez telefonu. Nie wiedzieliśmy, gdzie jest mama. Odchodziliśmy od zmysłów – opowiada Agata Błaut.

Byczkowscy

Podobnie zaczął się horror rodziny Byczkowskich. W lipcu Zuzanna Byczkowska straciła tatę, który od lat pracował w Holandii. Pan Zbigniew miał 59 lat. Dostał udaru mózgu. Firmę pogrzebową wybrał pracodawca zmarłego, ale to Zuzanna kontaktowała się z szefem zakładu pogrzebowego.

- Na początku było miło. Była mowa, żeby się nie martwić. Wszystko będzie załatwione. Potem została podpisana umowa. I kontakt się urwał – mówi.

Krystyna Byczkowska, matka Zuzanny chciała zobaczyć ciało męża.

- Dzień przed jej wylotem do Holandii pan z firmy pogrzebowej próbował mnie odwieźć od tego pomysłu. Mówił, że to jest widok na całe życie, że niepotrzebnie mama jedzie. Grał na uczuciach, ale się nie dałam. Stwierdziłam, że ta rozmowa nie ma sensu i się rozłączyłam - mówi Zuzanna.

Wbrew radom właściciela firmy pani Krystyna poleciała pożegnać się z mężem do Holandii.

- Pozwolono mi z nim pobyć 40 minut. Odebrałam telefon. Ten pan się przedstawił, jako główny właściciel firmy transportującej zwłoki. Opieprzył mnie, co ja tam robię. Że moją rolą jest siedzieć w Olsztynie i czekać na męża.

Nikt z firmy pogrzebowej nie poinformował też pani Krystyny, która była jeszcze w Holandii, że zabierają zwłoki jej męża.

- Czułam się tak, jakby zabrali mi męża, ukradli.

Pan Mirosław i pani Agata też nie mogli godnie pożegnać się ze zmarłą matką.

- Poprosiłem tego pana, żeby mi, chociaż zrobił zdjęcie mamy. Powiedział, że absolutnie nie wchodzi to w rachubę. Ale w końcu przesłał mi zdjęcie. Zobaczyłem, że moja mama leży ubrana w dresach i krótkim rękawku – mówi pan Mirosław.

- A prosiliśmy, żeby ubrać mamę. Pan opryskliwie mi odpowiedział: „Ciuszki dla mamuśki będą kosztowały. Mamuśka będzie ubrana, proszę się nie przejmować. Wszystko będzie z mamuśką w porządku”. Takich słów używał – dodaje pani Agata.

Pan Mirosław zadzwonił do firmy pogrzebowej zapytać, o tę sytuację?

- Właściciel firmy zaczął rozmawiać, ze mną bardzo agresywnie. Upominał mnie. Powiedział, że za dużo „szczekam” – przywołuje.

Zuzanna Byczkowska też miała problem, by dowiedzieć się, kiedy będzie mogła pochować ojca.

- Kontakt z właścicielem firmy był bardzo utrudniony. Nie odbierał od nas telefonów.

Jeden model działania

Rodziny, które czują się poszkodowane mówią, że model działania firmy transportującej zwłoki był ten sam. Po kilku dniach poniżania, manipulacji i braku kontaktu zakład pogrzebowy wysyłał faktury, które wielokrotnie przewyższały kwotę na umowie, jaką podpisywały.

- Miało to kosztować 4,5 tys. zł, ale ten pan powiedział, że suma narosła tak, że można „2” z przodu postawić – mówi pan Mirosław.

W sumie pan Mirosław i pani Agata zapłacili zakładowi pogrzebowemu żądane ponad 20 tys. zł.

Byczkowscy też według umowy mieli zapłacić 4,5 tys. zł. Ostatecznie za zwrot ciała bliskiego zapłacili ponad 17 tys. zł. Pieniądze, które ich zdaniem wyłudziła firma można odpracować, ale trauma pozostaje.

„Okup”

Zuzanna nazywa sprawę wprost.

- To był okup. Porwali mi tatę. Mówiłam, że to nie jest worek ziemniaków, czy telewizor, żeby robić przetarg. To nie jest antyk, żeby robić licytację, to jest mój tata. Mimo, że dla nich to jest kolejne ciało, żeby zarobić pieniądze dla mnie to był najważniejszy człowiek na świecie. Autorytet i najważniejszy mężczyzna w moim życiu. A oni potraktowali go w bezczelny sposób – mówi.

Upokorzone i zdezorientowane rodziny, w takiej sytuacji zostają bez wsparcia instytucji. W polskim prawie nie ma takiego przestępstwa, jak porwanie zwłok.

- Poszliśmy na komisariat w Kluczborku. Zależało mi na tym, żeby, jako komenda zadzwonili do tego pana i zapytali, gdzie są te zwłoki. Powiedzieli, że nie, bo nie są w stanie tego zrobić – opowiada Mirosław Błaut.

Policja miała dla rodziny poszkodowanej przez firmę pogrzebową dwie rady. Pierwsza to zapłacić, tyle ile żąda firma i potem dochodzić swoich praw w sądzie. Druga sugestia była zaskakująca.

- Policjant powiedział, że da mi prywatną poradę, żebym się przejechał z kolegami do tej firmy – przywołuje pan Mirosław.

Mężczyzna nie skorzystał z rady policjanta. Kilka dni później firma pogrzebowa oddała zwłoki matki pana Mirosława.

Mężczyzna nie może się otrząsnąć, po tym jak zobaczył trumnę ze zwłokami matki.

- Po otwarciu tylnych drzwi środek był wypchany sześcioma trumnami. Na każdej trumnie naklejka z taśmy malarskiej. Właściwie to jest niezły interes – nazbierać sobie sześć trumien. Można sobie policzyć – każda trumna po 20 tys. i to jest prosty wyjazd. To jest biznes, któremu nikt się nie przeciwstawi.

Próbowaliśmy wyjaśnić sprawę z zakładzie pogrzebowym. Na miejscu nie udało nam się zastać jego szefów. Skontaktowaliśmy się z jednym z nich telefonicznie. Nie chciał tłumaczyć się ze swoich działań. Zaproponował, że porozmawia z reporterem za tydzień. Nie odpowiedział.

podziel się: