W styczniu rozpoczął się kontrowersyjny sanitarny odstrzał dzików. Dużo emocji budziła zarówno liczba zwierząt, które miały być zastrzelone jak i sugestia ministra ochrony środowiska w kwestii strzelania do ciężarnych loch.
Odszkodowania
Aby przyjrzeć się polowaniom na dziki pojechaliśmy do lasu z aktywistami Warszawskiego Ruchu Antyłowieckiego. Na miejscu spotkaliśmy grupę myśliwych przygotowujących się do odstrzału. Po namowach zgodzili się na rozmowę, ale anonimowo.
- My nigdy nie strzelaliśmy w okresie ochronnym do loch. To, że ministerstwo środowiska zmieniło okres polowań, to absolutnie nie upoważnia nas do tego, żebyśmy strzelali lochy w okresie, kiedy one są prośne bądź wychowują swoją młodzież – mówi myśliwy z koła "Lis" Mszczonów.
- Jeszcze kilka lat temu w tym okresie odstrzał loch był w ogóle zabroniony. Od momentu, kiedy ta populacja dzika istotnie zaczęła wpływać na odszkodowania w uprawach rolniczych… Trzeba pamiętać, że myśliwi płacili te szkody – dodaje inny myśliwy.
Mówiąc wprost: taniej jest myśliwym odstrzelić dziki niż płacić odszkodowania rolnikom.
- Na tym polega gospodarka łowiecka – zaznacza jeden z myśliwych.
Podczas rozmowy z myśliwymi otrzymaliśmy informację, że kilka kilometrów dalej doszło do incydentu pomiędzy aktywistami, a myśliwymi. Na miejscu okazuje się, że myśliwi zablokowali auta ekologów.
- Wysłali nam dzieci na linię, niepełnoletnie. Jest tablica ostrzegawcza „Uwaga, polowanie”. Prowodyrzy uciekli samochodem. Jak przerwaliśmy polowanie to dzieci uciekły. Za przeszkadzanie w polowaniu jest mandat do 500 zł – denerwują się myśliwi z koła "Tur-Jeleń" Grzmiąca.
Aktywiści zaprzeczają, by wśród nich były dzieci. Tłumaczą też dlaczego przyjechali do lasu.
- Jesteśmy absolutnie przeciwni zabijaniu zwierząt w lesie. Jeżeli chodzi o odstrzał sanitarny to już nie ma co argumentować, bo to jest kuriozalna sytuacja. Pomysł wybicia praktycznie całej populacji dzików jest chory. Nie da się zwalczyć ASF wybijając jakiś jeden gatunek, bo ASF i tak będzie – mówi Roman z Warszawskiego Ruchu Antyłowieckiego.
Podziały się pogłębiają
Ekolodzy byli aktywni też w innych miejscach Polski. Z agresją ze strony myśliwego spotkał się znany podlaski przyrodnik Adam Bohdan.
- Na początku myśliwy mierzył do mnie ze sztucera. Potem chciał mnie zmusić do opuszczenia miejsca polowania, użył bardzo wulgarnych wyrazów, ale pozostaliśmy na miejscu ponieważ przepisy umożliwiają nam korzystanie z lasu w równym stopniu, co myśliwym. Takie osoby nie powinny mieć prawa do polowania, nie powinny mieć broni, bo bardzo różnie mogą zareagować. Może się to kiedyś skończyć tragicznie – uważa Bohdan.
W lesie spotkaliśmy też profesora Andrzeja Elżanowskiego, znanego biologia i zooetyka, który postanowił wesprzeć akcję aktywistów w walce z zabijaniem zwierząt.
- Masakra dzików kontynuowana jest przez ostatnie trzy lata. Zmobilizowało mnie to do tego, żeby się solidaryzować z dzikami i aktywistami – mówi.
Zdaniem profesora Elżanowskiego to nie dziki, ale człowiek jest winny roznoszenia ASF.
- Dziki, same, pozostawione w spokoju mogą rozprzestrzenić ASF z prędkością 18-20 km na rok. Aktualny postęp roznoszenia ASF jest wynikiem ludzkiego niechlujstwa.
Podziały między myśliwymi, a ekologami pogłębiają się coraz bardziej.
- Nie jestem w stanie zrozumieć kogoś, kto blokuje polowania, twierdząc, że jest to zajęcie już utopijne. Że jest to zajęcie człowieka pierwotnego, kiedy musiał pozyskiwać pożywienie, że dzisiaj można wszystko kupić w sklepie. Oni powinni chyba blokować rzeźnie, gdzie kilka setek tysięcy zwierząt dziennie idzie pod nóż – mówi jeden z myśliwych.
- Wydaje mi się, że to są ludzie, którzy mentalnie utknęli w starych czasach. Nie dotarło do nich to, czym jest przyroda, jaką ma wartość. Oni twierdzą, że są ekologami. To nie jest prawda. O przyrodę trzeba dbać, a nie da się dbać o przyrodę zabijając zwierzęta – zaznacza Roman z Warszawskiego Ruchu Antyłowieckiego.
Sanitarny odstrzał dzików zakończył się. Od początku stycznia myśliwi zabili około 900 dzików.