Co dalej z wolnymi krowami z Deszczna?

TVN UWAGA! 4890156
TVN UWAGA! 294274
180 dziko żyjących krów i 350 tysięcy złotych na ich zabicie. Sprawa wolno żyjącego stada bydła rozgrzewa opinię publiczną. Decyzja o jego likwidacji zbulwersowała nie tylko obrońców praw zwierząt, ale i zwykłych obywateli. Co dalej ze zwierzętami?

Decyzja ministra rolnictwa o likwidacji stada około 180 dziko żyjących krów wywołała w Polsce prawdziwą burzę. Koszty przedsięwzięcia oszacowano na 350 tysięcy złotych.

W ratowanie krów zaangażowały się najważniejsze osoby w państwie, a także zwykli obywatele. Część z nich pojechała nawet do Deszczna (w województwie lubuskim), by nie dopuścić do wywózki i zabicia zwierząt.

Bracia Skorupowie

Od kilkunastu lat stadem zajmowali się bracia Marian i Paweł Skorupowie.

- Brat dostał krowy od rodziców. Było ich może dziesięć. Obserwowaliśmy jak one się zachowują na łąkach, gdzie się wypasały. Zimy były lekkie. Rozmnażaliśmy zwierzęta, bo były do tego warunki. Krów zrobiło się około 50. A teraz stado się rozrosło, bo zablokowali nam sprzedaż krów. Musieliśmy je pokolczykować. One się mnożyły, ale nie było zbytu – mówi Marian Skorupa.

W trakcie realizacji reportażu do Deszczna przyjechał profesor Andrzej Elżanowski, biolog i członek Polskiego Towarzystwa Etycznego, które potępiło pomysł zabicia krów.

- Widzę, że to piękne stado. Krowy mają tutaj idealne warunki. Jest wodopój w postaci rzeki. W pobliżu mają zakrzaczenia, drzewa, które służą im do schowania się w cieniu, ocierania się, czasem chowania się przed owadami. Z kolei w zimie mogą schować się przed wiatrem – mówi prof. Elżanowski.

Z czasem, bracia zupełnie przestali panować nad bydłem. Zwierzęta zaczęły niszczyć okolice, doprowadzać do niebezpiecznych sytuacji na drogach i wyjadać zapasy siana innych rolników.

- Wychodzę z domu, a wszędzie rudo i czarno. Około 30 krów weszło mi na podwórko. Wystraszyłam się widząc tyle byków – mówi jedna z mieszkanek okolicy, ale przyznaje: Te krowy są dla nich wszystkim. Codziennie jadą do nich rowerem, pięć, sześć razy dziennie. Cały dzień tam i z powrotem. Choć to ich przerosło, bo za dużo tego było, nie poradzili sobie.

Bracia nie mają jednak sobie nic do zarzucenia.

- Robiliśmy, co w naszej mocy. Zawsze są jakieś niedociągnięcia. Poświeciliśmy się temu. Nie jest tak, jak ktoś mówi, że te krowy same sobie chodziły, dziko, bez żadnej kontroli. To jest krzywdzące oskarżenie – uważa Marian Skorupa.

Nakaz likwidacji stada to konsekwencja kilku spraw karnych przeciwko Pawłowi Skorupie między innymi za: zaniedbania przy rejestracji zwierząt, brak kontroli nad nimi, co doprowadziło do zderzenia samochodu z jedną z krów. Miało także dochodzić do znęcania się nad nimi poprzez niezapewnianie odpowiednich ilości pokarmu i wody do chorych osobników.

- Brat nie przyznał się do tego. To było krzywdzące. Gdyby miał złe nastawienie do zwierząt, to by ich nie hodował, żeby je krzywdzić. Chowamy je przez tyle lat z miłości. A przyszło pismo z weterynarii, że brat ma pozabijać krowy i dać je do utylizacji. I ponieść całe koszty. To jest nie do pomyślenia – podkreśla Marian Skorupa.

„Krowy będą żyły”

Po tym, jak sprawą likwidacji stada zainteresowali się prezydent Andrzej Duda i poseł Jarosław Kaczyński, minister rolnictwa wycofał się z planu uśmiercenia bydła i ogłosił, że zwierzęta trafią do jednego z państwowych gospodarstw.

- Te krowy będą żyły, będziemy je badali, obserwowali. Zostaną odizolowane w jednym z państwowych gospodarstw. Podejmujemy ryzyko również odpowiadając na ogromne zainteresowanie społeczne i ważną, osobistą interwencję prezesa Kaczyńskiego – powiedział minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.

Ze względu na niedawne ujawnienie dramatycznych warunków w jakich żyły zwierzęta w podobnym miejscu, państwowym instytucie w Falentach, ta propozycja ministra również spotkała się z dezaprobatą obrońców stada.

- Te krowy 20 lat żyły na wolności. Niektóre z nich są cielne i nie jest możliwy ich transport – mówi Kornelia z „Wolnych Krów”.

Ostatecznie właściciel przekazał stado stowarzyszeniu „Biuro Ochrony Zwierząt”, by przywróciło je do stanu zgodnego z prawem poprzez zbadanie i zarejestrowanie wszystkich zwierząt.

- Te krowy stały się symbolem wartości życia pozaludzkiego. Przykłuły uwagę społeczną, dlatego, że pokazały, że życie tych zwierząt, nawet gospodarskich, o których się nie myśli może być piękne i dużo warte – mówi prof. Elżanowski.

Po negocjacjach minister rolnictwa zgodził się na przewiezienie krów z Deszczna do rezerwatu Czarnocin, gdzie zwierzęta będą miały odpowiednie warunki i opiekę.

podziel się: