Choć była pod opieką lekarzy dostała poważnych odleżyn. "Było widać kości"

TVN UWAGA! 4589851
TVN UWAGA! 4589851
Choć była pod opieką lekarzy na ciele 77-letniej pani Izabeli powstały ogromne odleżyny. Na plecach, biodrach i stopach nie było skóry i tkanek, widoczne też były kości krzyżowe pacjentki.

Niewyobrażalne cierpienie

Pani Izabela przeszła trzy udary, chorowała też na cukrzycę. Cztery miesiące temu trafiła do prywatnego Zakładu Opiekuńczo – Leczniczego. Spędziła tam dwa miesiące. W trakcie pobytu dwukrotnie opuszczała ZOL i trafiała do szpitala im. Szczeklika w Tarnowie. Leczyła tam zapalenie płuc.

- Cierpi. Plastry przeciwbólowe miały być przyklejane, co trzy dni, ale są już, co dwa, bo nie wytrzymuje. Dajemy jej też tabletki przeciwbólowe. Psychika wysiada od patrzenia na to, jak ten człowiek cierpi – przyznaje pani Krystyna, opiekunka.

Rodzina miała zastrzeżenia do opieki w zakładzie. Dlatego zabrała mamę do domu, gdzie zorganizowano dla niej całodobową opiekę.

Już podczas pierwszej pielęgnacji wyszły na jaw szokujące rzeczy.

- Po przeniesieniu z łóżka na łóżko, pani pielęgniarka wymieniała pampersa. Wtedy też odkleiła opatrunek. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Nie mogłam uwierzyć, że odleżyny, tak wyglądą – mówi Halina Bendzera, synowa pani Izabeli.

Tak poważnych odleżyn nie da się leczyć w domu. Potrzebna jest interwencja chirurga. Rodzina wezwała pogotowie, które zabrało kobietę do innego szpitala w Tarnowie. Stan pani Izabeli spowodował, że konieczne było jej pozostawienie w szpitalu.

Kto winny?

Kiedy pani Izabela trafiła do szpitala, lekarzom trudno było uwierzyć, że przez kilka miesięcy była pod opieką wykwalifikowanego personelu.

- Odleżyna wyglądała na wielotygodniową. Jest mi ciężko oceniać pracę personelu innego szpitala, ale rana wynikała z zaniedbania pielęgnacyjnego. Z taką raną nie wypisałbym takiego pacjenta z oddziału. Nie było też widać żadnej interwencji chirurga – mówi lek. med. Mieczysław Magierski, chirurg ze Szpitala Wojewódzkiego im. św. Łukasza w Tarnowie.

Syn zabierając panią Izabelę ze szpitala im. Szczeklika otrzymał jedynie wypis, w którym jest jedna lakoniczna informacja dotycząca zalecanych preparatów do opatrywania odleżyny.

- To wyglądało tak, jakby mały granat wybuchł mamie na plecach. Nikt nam nie powiedział o tych ranach. Poinformowano nas o zapaleniu płuc, sepsie i o tym, że mama długo już nie będzie żyła – wspomina Robert Bendzera.

Dyrektor szpitala im. Szczeklika uważa, że winę za odleżyny pani Izabeli ponosi ZOL. Jej rodzina twierdzi jednak, że w czasie pobytu w zakładzie kobieta takich ran nie miała. Leczono jedynie odleżynę na pięcie, a syn dowoził specjalne opatrunki.

Co na to dyrektor szpitala?

- Tego typu historia nie mogła powstać w ciągu trzech, czterech tygodni. To wielomiesięczne powikłania po ciężkim niedokrwieniu. Nie chce mi się wierzyć, by żaden z lekarzy nie informował rodziny o stanie zdrowia chorej - twierdzi lek. med. Marcin Kuta, dyrektor Specjalistycznego Szpitala im. E. Szczeklika w Tarnowie.

„Chcemy tylko, żeby było godnie”

Rodzina postanowiła nie uświadamiać pani Izabeli o stanie jej zdrowia.

- Nie mówimy jej o tym. Wie, że ma odleżyny, ale nie wie jak to wygląda. Nie widziała tego i chcemy jej zaoszczędzić dramatycznego widoku. Myślę, że nikt nie chciałby widzieć, że nie ma kawałka pleców, kawałka biodra, dużego kawałka nogi – mówi syn pani Izabeli.

Rozgoryczenie rodziny pani Izabeli jest ogromne.

- Niektórzy mówią, że patrzy się na tylko na PESEL. Lekarz mówi do mnie: my mamie młodości nie zwrócimy. My to wiemy. Chcemy po prostu, aby to wszystko było godne, żeby miała dobrą opiekę. Być może mając ją w domu, do takich odleżyn byśmy nie dopuścili. Ale my chcieliśmy dobrze, żeby to było fachowo – dodaje synowa.

Pani Izabela zmarła kilka dni przed emisją naszego reportażu.

podziel się: