„Nie mamy czym oddychać”.
Terminal przeładunkowy działa w Sławkowie od wielu lat. Jego działalność, zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego nie powinna powodować zanieczyszczenia powietrza, ani być uciążliwa dla mieszkańców.
- Wybudowaliśmy tu dom, gdy w okolicy było zielono. Chcieliśmy wypoczywać na emeryturze. Mieć ciszę i święty spokój. Teraz mamy piekło na ziemi – mówi Zenona Mularczyk, która mieszka w pobliżu firmy.
- Nie mamy czym oddychać. Zamykamy się w domach, ale jak można żyć w ten sposób? To nie jest życie. Jestem w stanie zamknąć się w domu, sprzątać na okrągło, ale nie jestem w stanie przestać oddychać – mówi jej sąsiadka, Małgorzata Kolano i dodaje: - Czego się tu nie chwycić, wszystko pokryte jest grubą warstwą pyłu. Teraz wierzymy już tylko w Boga, w urzędy już nie. Zbyt długo czekamy na jakąkolwiek pomoc w tej sprawie.
W najbliższym sąsiedztwie przeładunku węgla, mieszkają rodziny z małymi dziećmi, które przez ciągłe zapylenie nie mogą korzystać z ogrodów. U niektórych pojawiają się pierwsze problemy zdrowotne.
- Moja starsza córka ma problemy zdrowotne. Prawdopodobnie ma podejrzenie astmy alergicznej. Zaczęła kaszleć, dziś jest na lekach sterydowych. Czekamy na diagnozę. Córka była zdrowa, a w lipcu zaczęły się nocne ataki kaszlu. Walczymy o normalne dzieciństwo dla naszych dzieci – mówi Joanna Cembrzyńska
Bierność urzędników
Kiedy chmury pyłu zaczęły paraliżować życie mieszkańców Sławkowa, zaczęli pisać listy do urzędów z błaganiem o pomoc. Swoje pierwsze kroki skierowali do urzędu miasta.
- Głównymi winowajcami opieszałości w działaniu w tej sprawie są starosta będziński oraz WIOŚ w Katowicach. Burmistrz Sławkowa zwrócił się do Starosty Będzińskiego z prośbą o wydanie decyzji minimalizujące szkodliwość działania tego zakładu. Do dziś żadnej decyzji nie ma – mówi Maksym Pięta z Urzędu Miasta Sławkowa.
Jak się okazuje, urząd miasta widząc powagę sytuacji, wielokrotnie monitował starostwo w Będzinie o szybsze wydanie decyzji. Jest ona bardzo ważna, gdyż ma nakazać firmie odpowiedzialnej za pylenie, wprowadzenie rozwiązań technicznych, takich jak ekrany akustyczne czy kurtyny wodne, które powinny pomóc mieszkańcom.
- Znamy tą sytuację. Prowadzimy postępowanie w tej sprawie. Decyzji można spodziewać się na dniach. Może jutro, a może za tydzień zostanie ona wydana – powiedziała naszemu reporterowi Anna Pala ze Starostwa Powiatowego w Będzinie.
Jedyną instytucją, która może wstrzymać działalność firmy do czasu wyeliminowania zagrożenia dla środowiska i zdrowia mieszkańców jest Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska
- Nie możemy wydać decyzji o wstrzymaniu działalności firmy na podstawie wątłych przesłanek. Staramy się wykonać nasze zadania tak, aby tę sprawę załatwić. Musimy mieć pomoc od innych – mówi Agata Bucko-Serafin z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach.
Co dalej?
Podczas realizacji reportażu, nasz dziennikarz próbował dostać się do siedziby firmy i bezpośrednio porozmawiać z zarządem.
- Przykro mi, ale nie możecie wejść na teren zakładu, dyrekcja szykuje oświadczenie. Może uda się spotkać w innym terminie – powiedział mu pracownik ochrony.
Po wielu godzinach oczekiwania, wyznaczono nam spotkanie z jednym z dyrektorów firmy, który miał mieć dla nas specjalne oświadczenie.
- Robimy cały czas próby uruchomienia kurtyn wodnych. To są procesy, wszystko trwa – powiedział przedstawiciel firmy.
Z dokumentu, który otrzymaliśmy wynika min., że mieszkańcy korzystają z drogi bez umowy i mogą zostać od niej odcięci. Z kolei budowa ekranów dźwiękochłonnych może spowodować konieczność zburzenia fragmentów ich domów.
Przy bierności urzędników i obojętności szefów firmy, mieszkańcy pozostawieni są w problemie sami sobie.
- Zrobili nam z życia piekło, tak się żyć nie da. Urzędnicy chyba się boją podjąć jakąkolwiek decyzję w tej sprawie – kończy pani Kolano.