7 sierpnia w jednym z łódzkich sklepów Damian R. zaatakował żonę i porwał z rąk matki niespełna dwuletniego Jasia.
- Popchnął mnie, rzucił na lodówkę. Klęknął na mnie, naciskając na żebra, tak, że nie mogłam oddychać. Zanim się podniósł to jeszcze uderzył mnie w twarz – relacjonuje pani Patrycja.
Matka ruszyła w pościg za mężczyzną, który uciekał z dzieckiem.
- Wsiadłam do niego do samochodu. On wyciągnął pistolet. Nie wiem, co to było. I powiedział: „Wyp….” – opowiada.
Mężczyźnie udało się uciec.
- Obca kobieta wyrywała go z objęć matki. Jak takie dziecko może się czuć? Synek strasznie płakał, darł się. Nie wiedział, co się dzieje – mówi pani Patrycja.
Toksyczny związek
Jej małżeństwo szybko zaczęło się psuć.
- Znali się sześć, siedem miesięcy przed ślubem. Po miesiącu zaczęły się u nich kłótnie. Pobił Patrycję. Zaczęłam tłumaczyć jej, że nic z ich związku nie będzie. Ale ona próbowała jeszcze ratować małżeństwo. Kochała go. Mają wspólne dziecko – mówi Renata Pierzyńska-Siekierska, babcia Jasia.
- Nie interesował się ani mną, ani dzieckiem. Zaczął wychodzić na całe dnie, aż w końcu wyprowadził się z domu. Ale nachodził mnie, wyzywał. Mówił, że jestem nikim. Popychał mnie, wyrzucił z windy, napluł na mnie – opowiada pani Patrycja.
Po raz pierwszy mąż pani Patrycji zabrał syna 12 stycznia.
- Nie oddał nam go z widzenia. Nie widziałam go praktycznie dwa miesiące – mówi Pierzyńska-Siekierska.
- Pozwalał mi tylko raz w tygodniu chodzić na widzenia. Nie chciałam wyszarpywać dziecka siłą, bo chodzi o jego dobro. I wtedy sąd postanowił, że dziecko to nie jest mebel i nie będzie go przerzucał – mówi pani Patrycja.
Sąd postanowił, że do czasu zakończenia sprawy rozwodowej Jaś będzie mieszkał z ojcem.
Damian R. postanowił przejąć kupione wspólnie z żoną mieszkanie i miał złożyć pani Patrycji propozycję.
- Zaproponował jej, że jeśli się wyprowadzi to odda jej dziecko. Wynajęliśmy mieszkanie, Patrycja się przeprowadziła. Oddał jej syna – mówi Pierzyńska-Siekierska.
- Wprowadził się do mieszkania i stwierdził, że takiej umowy nie było, bo nic nie podpisywaliśmy. Sąd stwierdził, że mam mu oddać dziecko. Nie oddałam, bo to jest bandyta – przekonuje pani Patrycja.
Sytuacja znów się zmieniła, gdy sędzia obejrzał nagranie z monitoringu pokazujące porwanie Jasia.
- Jest postanowienie sądu, że dziecko ma być ze mną. Nie jest to wykonane, bo mąż nie chce nam wydać dziecka – mówi pani Patrycja.
Od czasu zabrania dziecka strategia Damiana R. jest prosta: unika matki dziecka, nie otwiera jej drzwi i nie odbiera od niej telefonów.
- Chodziłam do niego codziennie, ale nie otwierał mi drzwi. Była tam też opieka społeczna i policja – mówi pani Patrycja.
Tłumaczenie ojca
Udało nam się dodzwonić do Damiana R.
- Dla dobra sprawy nie chciałbym żadnych wizerunków ujawniać i tak dalej, bo chodzi o dobro dziecka – stwierdza.
Jak mężczyzna tłumaczy bójkę i porwanie dziecka w sklepie?
- Sprawa została przekręcona. Nic się dziecku nie wydarzyło. Nagranie z monitoringu dla mnie nie jest dowodem. Dziecko było po prostu zabrane. Jego ręce nie były wyrwane, tylko rozłączone. Ja się wstydzę za matkę dziecka, że publikuje ten film w internecie. Cała sprawa jest nadmuchana – kwituje.
Towarzyszyliśmy z kamerą pani Patrycji podczas kolejnej próby odzyskania dziecka. Mąż znowu nie otworzył jej drzwi. Na miejsce wezwaliśmy policję. Zgodnie z naszymi przypuszczeniami okazało się że Damian R. był w domu z synem.
Policja pozostawiając panią Patrycję na zewnątrz sama weszła do mieszkania porozmawiać z mężczyzną. Po pewnym czasie do kobiety wyszedł jeden z funkcjonariuszy.
- Dziecku nic się nie dzieje. Nie ma jakichkolwiek obrażeń. To tyle, co mogę pani powiedzieć. Ojciec dziecka nie wyda dobrowolnie nieletniego Jana. Nie zastosuje się do polecenia sądu. Informuję panią, że może pani udać się do sądu – oświadczył asp. Tomasz Kotarski.
Rozdzielone procedury
Od porwania w sklepie minął ponad miesiąc. Mimo, że adwokat pani Patrycji zrobił wszystko, co mógł, by odzyskała synka, Jaś nadal bezprawnie przebywa u jej męża. Legalne przejęcie go przez matkę potrwa jeszcze wiele tygodni.
- Mamy absurdalną sytuację. Mamy postanowienie o zabezpieczeniu, które jest do natychmiastowego wykonania. Natomiast policja nie może go wyegzekwować bez dodatkowego postanowienia sądu. Sąd musi zlecić kuratorowi przymusowe odebranie dziecka z rąk ojca – mówi adwokat Marek Kilichowski, pełnomocnik pani Patrycji.
Dlaczego sąd nie może tego zrobić w jednym postępowaniu?
- Nie można tego zrobić, ponieważ procedury są rozdzielone przez kodeks postępowania cywilnego. Sądy nie tworzą prawa, w sensie przepisów i procedur – mówi Paweł Sydor, rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi.
Prokuratura wciąż prowadzi śledztwo w sprawie pobicia pani Patrycji i porwania Jasia z jej rąk. Choć policjanci mają w przepisach furtkę, by odebrać dwulatka z rąk agresywnego ojca, z uporem powtarzają, że dla jego życia i zdrowia nie ma obecnie zagrożenia.
Czy dziecko pozostając z człowiekiem, który podczas sklepowej awantury za nic miał jego bezpieczeństwo, jest teraz w jego rękach bezpieczne?