Iwona Ciesielska rok temu wyjechała do Niemiec.
- Bałam się, że jadę sama, ale jakoś się odważyłam na ten krok.
Kobieta pracowała, mieszkała w hotelu robotniczym.
- Na magazynie podszedł do mnie Kali zaczął ze mną rozmawiać. Spędzał czas ze mną i z moimi znajomymi. Był inny niż polscy chłopacy. Był wesoły, uśmiechnięty. Spotykaliśmy się dwa, trzy miesiące. Ale pewnego dnia mnie pobił, dlatego uciekłam.
Kobieta opowiada o szczegółach tego zdarzenia.
- Usiadłam na fotelu. On włączył głośno muzykę. Przewrócił fotel ze mną i zaczął mnie bić. Powiedział mi, że mam posprzątać, ale odmówiłam. Już wówczas chciał mnie zabić. Dusił mnie, bił po brzuchu. Jak leżałam na podłodze to po mnie skakał. Krzyczałam, ale nic nie było słychać, bo grała muzyka. Kazał położyć mi się na łóżku. Wtedy wiedziałam, że muszę uciekać, bo mnie zaraz zabije. Jakoś pan Bóg dał mi siłę i uciekłam z tego mieszkania – opowiada kobieta.
Sprawa została zgłoszona na policję.
Atak z nożem
Wkrótce po pobiciu pani Iwona dowiedziała się, że jest w ciąży. Z obawy przed kolejnym atakiem zmieniła pracę i przeprowadziła się do miasta odległego o kilkadziesiąt kilometrów - do domu, w którym ofiary domowej przemocy mogą ukryć się przed sprawcami. Ten dom pani Iwona opuściła tylko na jeden dzień. Ponieważ była w siódmym miesiącu ciąży, wyjechała na rutynowe badania do szpitala w Bad Kreuznach.
W styczniu 25-letni obywatel Afganistanu Kali A. uzbrojony w nóż wszedł do szpitala i zaatakował byłą partnerkę. Iwona Ciesielska przeżyła cudem.
- Zaniemówiłam. Byłam w szoku. Zapytałam, jak mnie znalazł. Miał kartkę, na której było napisane, gdzie jestem z numerem pokoju. Zapytał, czy wszystko dobrze z moim dzieckiem. Powiedziałam, że tak i dodałam, że ma wyjść. Podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło i wyjął nóż. Zadawał mi ciosy nożem. Potem mi policja powiedziała, że dostałam w sumie 26 razy – opowiada kobieta.
Lekarze ratowali życie i zdrowie okrutnie okaleczonej pani Iwony przez blisko dwa miesiące, ale jej dziecka, małej Poli, nie dało się uratować. Tuż po ataku sprawca po prostu wyszedł ze szpitala, niedługo później zatrzymała go policja, Kali A. trafił do aresztu.
- Mężczyzna zeznał, że nie pamięta nic z tego, co zrobił w szpitalu. Grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności, choć formalnie sąd ma prawo złagodzić karę i wówczas maksymalny możliwy wyrok to 15 lat więzienia. Wyroku możemy się spodziewać pod koniec sierpnia – mówi Daniel Wahn, rzecznik Sądu Rejonowego w Bad Kreuznach.
Kilka tygodni temu pani Iwona zdecydowała się wrócić na miejsce tragedii. Okaleczona kobieta wciąż szuka odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób oprawca dowiedział się, gdzie ją znaleźć.
- Jak on mógł mieć adres i numer pokoju, gdzie leżę skoro byłam chroniona, moje dane osobowe były chronione – denerwuje się kobieta.
Czy w trakcie śledztwa badano, jak mężczyzna dowiedział się, gdzie przebywa Iwona Ciesielska?
- Prokuratura zajmowała się tym wątkiem i w akcie oskarżenia napisano wyraźnie, że niestety nie udało się ustalić, skąd sprawca wiedział, gdzie znajdzie swoją ofiarę. Będzie próbował ustalić to sąd, który zada sobie również pytanie, czy personel kliniki odpowiednio zadbał o bezpieczeństwo pacjentki – mówi Daniel Wahn.
Pani Iwona podkreśla, że Kali A. groził jej wcześniej.
- Policja ma takie dokumenty, gdzie widać, co on mi wypisywał. Jakby wcześniej mnie posłuchali i zajęli się tą sprawą to może taka tragedia, by się nie wydarzyła i moja córka, dalej, by żyła.
Nadzieja
Styczniowa zbrodnia zrujnowała życie okrutnie okaleczonej kobiety. Zawieszona między Niemcami a Polską, pozbawiona środków do życia i wciąż niepełnosprawna pani Iwona długo jeszcze nie wróci do pracy i normalności.
Ostatnio nastąpił pozytywny zwrot. Darmową pomoc w walce o uzyskanie odszkodowania za utratę dziecka i zrujnowane zdrowie zaoferowała jedna z warszawskich kancelarii prawnych.
- Wszystko okoliczności, analiza, dają tylko jeden wniosek, ktoś te dane musiał ujawnić. Pacjentka w żaden sposób nie upoważniła sprawcy, by miał wgląd do jej informacji medycznych, a także informacji, w jakim szpitalu przebywa. Szpital musiał to ujawnić – podkreśla Przemysław Ryba, prawnik z kancelarii Claim&Insurance i dodaje: Powoli zaczynamy drogę przedprocesową, jeżeli nie da rezultatu rozważymy drogę procesową w stosunku do szpitala.