Pani Renata i jej młodsza siostra Marta zajmują piętro domu jednorodzinnego - odziedziczonego po rodzicach. Wspólnie wychowują dwójkę chłopców - synów pani Marty. Parter zajmuje ich brat, który w wydzielonym mieszkaniu trzyma sforę psów. Pan Krzysztof to były zakonnik, obecnie bezrobotny.
- Mija kilka lat, jak borykamy się z bratem alkoholikiem. Okrada nas. Dlatego wszystko musimy trzymać pod kluczem – przyznaje Marta Barszczewska, siostra pana Krzysztofa.
Psy żyją w odchodach
Największym problemem są groźne i niezaszczepione psy, które załatwiają się w domu.
- On z nimi śpi, nie wypuszcza ich. A jak już wypuszcza to zagrażają nam i sąsiadom. Ostatnio wracałam z pracy i przez psy nie mogłam wejść do domu. Siostra z łopatą wyleciała, żeby je odgonić. Mogą ugryźć, a nie są szczepione – podkreśla Marta Barszczewska.
- Z tych pomieszczeń wydobywa się fetor. Jest nie do zniesienia. Zrobił nam piekło – dodaje Renata Barszczewska, druga siostra pana Krzysztofa.
Z relacji pani Renaty wynika, że psy bardzo często walczą między sobą.
- Toczą między sobą wojnę. Warczenie, gryzienie, szarpanie – mówi pani Renata.
Interwencje bez rezultatu
Siostry wielokrotnie starały się rozmawiać z bratem, perswadując mu, że jego zwierzęta stanowią zagrożenie dla innych.
- Rozmawiałam z nim, ale on nie bierze tego pod uwagę. Sam w tym wszystkim mieszka. Uważa, że skoro jemu nic się nie dzieje to innym też nic nie zagraża – mówi Renata Barszczewska.
Od kilku lat siostry starają się rozwiązać problem także w inny sposób. Informowały policję, interweniowały w sanepidzie, w urzędzie gminy oraz u powiatowego inspektora weterynarii. Ale kontrole służb nic nie dały, jedyne, co, to ukarano pana Krzysztofa mandatem za brak szczepień u psów.
Pokazaliśmy powiatowemu inspektorowi weterynarii nagranie, na którym widać mieszkanie pana Krzysztofa. Sfora psów poruszała się między własnymi odchodami i pustymi butelkami.
- Powiem szczerze, że takiego stanu nie miałem okazji wcześniej widzieć. Ani będąc tam z policją, ani z przedstawicielami urzędu gminy. To rodzi znamiona zagrożenia dla ludzi i samych zwierząt. Chodzi o choroby pasożytnicze, wszelkiego rodzaju robaczyce. Dzieci, ale też i wszyscy mogą ulec zakażeniu – mówi Ryszard Popowicz z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Kłodzku.
- Pani wójt zamiast nam pomóc to załatwiła karmę dla psów. A mój brat alkoholik tę karmę sprzedaje, żeby mieć, za co pić – denerwuje się Marta Barszczewska.
„Chcieli zabrać mi dzieci”
Pani Marta obawia się o swoich synów.
- Chcieli zabrać mi dzieci, bo mówią, że mam nieodpowiednie warunki. Ale, co my możemy zrobić – mówi.
Film z wnętrza domu pana Krzysztofa nasz reporter pokazał także pani wójt.
- Straszny stan. Współczuje tej pani, ale proszę mi powiedzieć, jak mam wejść do prywatnego budynku i posprzątać? - pyta Adrianna Mierzejewska, wójt gminy Nowa Ruda.
Na wizytę w gminie udało się namówić Pana Krzysztofa. Pani Wójt zaprosiła na spotkanie także dyrektorkę gminnego ośrodka pomocy społecznej, głównego specjalistę ds. organizacyjnych, urzędu oraz panią mecenas.
Pan Krzysztof po raz pierwszy zadeklarował, że odda czworonogi.
- Obowiązuje nas program opieki nad zwierzętami bezdomnymi. Te zwierzęta nie są bezdomne – mówi Ryszard Czerewaty, główny specjalista ds. organizacyjnych.
- Mam zabrać zwierzęta. Wyrzucić je i staną się bezdomne? – pytał pan Krzysztof.
„Gorzej niż w oborze”
Pan Krzysztof ma sądowy nakaz poddaniu się leczenia z choroby alkoholowej. Jednak obecny stan zdrowia nie pozwala mu na terapię.
Ostatnio jeden z psów pogryzł dziecko sąsiadów. Na miejsce przyjechał weterynarz, nałożył mandat i poddał obserwacji nieszczepione zwierzę. Pies dalej biega po dworze.
- Nawet listonosza nie przyjmujemy, tylko przekazuje przez okno. Ledwo drzwi się otworzy i jest smród. Nawet w oborze nie ma takiego smrodu, jak u nas – mówi pani Marta.