Do dramatycznych wydarzeń doszło 21 marca przy ul. Kamiennej w Pabianicach. 36-letni Paweł W. brutalnie zaatakował 79-letniego mężczyznę.
- Około godz. 8.30 Paweł wyrzucał przez okno kawałki stolarki. Pod budynkiem pojawił się pan Wacław i z gestów wynika, że zwrócił uwagę, że coś się komuś może stać. Paweł wybiegł z klatki i gonił pana Wacława. Ten próbował zasłonić się rowerem. Paweł popchnął go na ścianę, następnie przewrócił, przycisnął do ziemi. Kilkakrotnie uderzył pięścią. Później kopał go w głowę – relacjonuje Karol Rutkowski, jeden z mieszkańców kamienicy.
Ataki na sąsiadów
79-letni Wacław Bednarek trafił do szpitala.
- W tym wieku, takie obrażenia… takie ciosy wytrzymać to jest ciężka sprawa – dodaje Rutkowski.
- W tym dniu, kiedy pobił pana Wacława na podwórzu rzucał siekierą w drzwi od komórki – zwraca uwagę Jacek Musiałek, także mieszkaniec ul. Kamiennej.
- Też miałem incydent z tym panem. Wyzywał mnie na ulicy – dodaje Musiałek.
Zdaniem mieszkańców Paweł W. był agresywny od około dwóch lat. Wtedy brał dopalacze. Jedną z jego pierwszych ofiar był pan Marek.
- Zwróciłem mu uwagę, żeby się troszeczkę ciszej zachowywał. On wyskoczył ze swojej klatki, roznegliżowany, miał ręce podniesione do góry. Złapaliśmy się za ręce i doszło do szamotaniny. Miałem wybite dwa palce lewej ręki – opowiada Marek Boik. I dodaje. - Potem były kolejne wyzwiska i gesty. Zawsze to robił w sposób inteligentny. Żeby nie było osób trzecich. Bo wtedy jest słowo przeciwko słowu. Kamer nie było – zaznacza.
Interwencja matki
Sąsiedzi wskazują, że Pawła W. boi się nawet matka. Kobieta mieszkała w kamienicy przez kilkanaście lat. Długo próbowała pomóc synowi. Gdy stał się agresywny także wobec niej, poparła sąsiadów, a sama zdecydowała się na trudny krok.
- Poszłam sama na niego donieść, jako matka. Wiedziałam, że handlował [narkotykami – red.]. Zamawiali przez internet biały proszek, później dzielili na mniejsze porcje. Mówił, że się wozi prochy. Chciałam, żeby poszedł na leczenie, żeby go zamknęli. Nawet do kryminału – przyznaje matka Pawła W. I zaznacza. - Boję się go. Jest agresywny. Spotkałam go na mieście i pytał, czy coś mam dla niego. Odpowiedziałam, że nie. A on, żebym wypier...
Matka Pawła W. wskazuje też na zaskakującą reakcję policji.
- W maju 2014 roku wybił szybę w oknie. Wysypało się wszystko na podwórko. Sąsiedzi wezwali policję. Policja przyjechała, pogadała z nim. Na komendzie powiedzieli mi, że z nim nie mieszkam to mi bezpośrednio nie zagraża. Jestem bezradna – zaznacza kobieta.
Apele o pomoc
Gdy agresja Pawła W. zaczęła przybierać na sile, sąsiedzi wielokrotnie informowali organy ścigania o jego groźbach i rękoczynach. Bez skutku.
- Składałem dwa pisma. Jedno do komendanta miejskiego policji, a drugie do prokuratury rejonowej. Od złożenia pisma nie dostałem żadnej informacji, co się w mojej sprawie dzieje - Marek Boik.
Skargi składał także inny mieszkaniec Michał Pestka.
- Wcześniej wysłałem zawiadomienie do ministerstwa spraw wewnętrznych, ministerstwa sprawiedliwości i komendanta policji. Opisałem, jakie sytuacje mają tutaj miejsce. Grochem o ścianę – dodaje.
Policję o agresywnym sąsiedzie informował także Karol Rutkowski.
- Od policjanta usłyszałem, że nie mogą nic zrobić. Może dzielnicowy iść go postraszyć, pouczyć i nic poza tym. Dwa, trzy razy policja próbowała interweniować. Ale on nic nie mówił, zachowywał się cicho w mieszkaniu, policja nie wchodziła – mówi.
„Obraz to jest obraz”
Jak sprawę tłumaczy policja?
- Nie wyobrażajmy sobie, że za każdym razem, gdy policjanci nie są wpuszczani do mieszkania będzie wejście w sposób siłowy. Pomimo, że dzielnicowemu nie udało się wejść do mieszkania i w danej chwili porozmawiać z 36-latkiem to wykorzystywał różne sytuacje i tam, gdzie go spotykał, na ulicy, czy podwórku takie rozmowy z nim przeprowadzał – mówi.
Mieszkańcy nie dali za wygraną. Własnym sumptem zainstalowali wokół kamienicy sąsiedzki monitoring.
- Obraz to jest obraz. Prawdopodobnie nikt nie chciał nam uwierzyć, że takie rzeczy mogą się dziać. Założyliśmy monitoring. Jak coś się stanie, jest podstawa obrazowa, żeby coś z tym zrobić – mówi Marek Boik.
- Dopiero musiało dojść do takiego straszonego incydentu, żeby była reakcja ze strony służb i władz – wskazuje Michał Pestka.
Areszt tymczasowy
Paweł W. na wniosek prokuratury w Pabianicach został tymczasowo aresztowany.
- Usłyszał zarzuty dotyczące przestępstwa polegającego na spowodowaniu obrażeń ciała, a także narażenia życia i zdrowia pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Jak to możliwe, że przez prawie dwa lata Paweł W. pozostawał na wolności?
- Sytuacja nie jest do końca jednoznaczna. W 2016 roku skierowaliśmy do sądu wniosek o zastosowanie tytułem środka zabezpieczającego leczenia w zamkniętym zakładzie terapeutycznym. Sąd naszego wniosku nie uwzględnił. Jedyną możliwą decyzją było umorzenie postepowania – przyznaje Kopania.
Nowe zarzuty?
Prokuratura zapowiada, że przeanalizuje ustalenia ze wcześniejszych postępowań dotyczących Pawła W.
- Prawdopodobnie zarzucimy mu także przestępstwo polegające na spowodowaniu lekkich obrażeń ciała u kolejnego pokrzywdzonego. Niewykluczone, że dojdą kolejne zarzuty związane z kierowaniem gróźb karalnych – dodaje Kopania.