50-letni Marek Nadajczyk mieszka w kamienicy przy jednej z biedniejszych ulic Łodzi. Jego schorowana matka półtora roku temu trafiła do domu opieki. Mężczyzna został sam. Choruje na cukrzycę, nie umie czytać i pisać. Mimo to stara się żyć samodzielnie. Cały jego świat to osiedle i znający go od lat sąsiedzi. Wśród nich pani Anna.
- [Pan Marek – red.] od rana do wieczora jest w sklepie. Tam pomagają mu dziewczyny i on im też pomaga. Ma tam ciepło, toaletę, wodę – mówi Anna Kacprowska i dodaje: On sam w domu oprócz czterech ścian, wilgoci i syfu nie ma nic.
- Pomaga wyrzucać kartony. Nigdy nie widziałyśmy go w stanie nietrzeźwości. Jest porządnym człowiekiem. Każdy zawsze mówi o nim ciepłe słowa – podkreśla Tatiana Miara, pracownica sklepu.
Ze sklepu pan Marek idzie do przychodni lekarskiej.
- Przychodzi do nas dwa razy dziennie na insulinę, bo choruje na cukrzycę. W południe siedzi też dłużej, żeby się ogrzać – mówi Elżbieta Kurzaj, pielęgniarka środowiskowo-rodzinna.
Mieszkanie przy ul. Bankowej rodzina pana Marka zajmowała dziesiątki lat. Kiedyś lokal należał do miasta, ale kilka lat temu cały budynek przejął dawny właściciel.
- Mieszkam tu od dziecka. Płacę 300 zł czynszu. Jakoś daję radę, nie piję, umiem gotować – mówi mężczyzna.
Dziś w kamienicy został tylko pan Marek, pozostali lokatorzy opuścili zrujnowany budynek. Jego właściciel obiecywał remont, ale na deklaracjach się skończyło. Próbowaliśmy z nim porozmawiać, odmówił.
MOPS
Pan Marek od lat jest pod opieką MOPS.
- Panie z opieki zawalony sufit widziały latem. Przychodzą tu i doskonale znają jego sytuację i to jest przerażające – podkreśla Kacprowska.
Jak to możliwe, że pomoc społeczna, znając sytuację pana Marka, zostawiła go w wyziębionym mieszkaniu? Bez wody i z zawalonym sufitem?
- Działania zostały podjęte, pan został objęty pomocą finansową. Sprawa została zlecona dla rejonowego pracownika, który ma monitorować środowisko – usłyszeliśmy od pracownicy MOPS.
- Zaproponowaliśmy panu Markowi przeniesienie do schroniska i do domu pomocy społecznej, gdzie byłoby ciepło. Pan Marek stanowczo odmówił. Mam jego oświadczenia – mówi Piotr Rydzewski, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi i dodaje: Staramy się o lokal socjalny z miasta. Po raz pierwszy pisaliśmy o niego pół roku temu.
Lokal socjalny
Czy rzeczywiście łódzki urząd miasta przez pół roku nie reagował na pismo urzędników z opieki?
- Pierwsze pismo o lokal socjalny wpłynęło dwa dni temu, teraz ruszył bieg sprawy – mówi Jolanta Baranowska z Urzędu Miasta Łodzi i zaznacza, że o piśmie sprzed pół roku nie wie.
- Kto takie informacje przekazywał? To wydaje mi się niemożliwe, bo takiego wniosku nie było – zaznacza.
Kiedy Baranowska dowiedziała się o sprawie, pojechała do pana Marka, by sprawdzić jego sytuację. Potwierdziła spostrzeżenia sąsiadów, że mężczyzna powinien pozostać w znanej mu okolicy.
- Pozostaje nam szukanie takiego miejsca, które będzie w bardzo bliskiej odległości od obecnego miejsca zamieszkania pana Marka. Jego świat jest tam, gdzie jest jego lekarz, pielęgniarka, opiekunka społeczna, sklep i sąsiedzi – mówi Baranowska.
Ile czasu może zająć poszukiwania mieszkania?
- Myślę, że to kwestia tygodni – mówi Baranowska.
W zimnym mieszkaniu pan Marek nie może czekać na nowy lokal, jego sąsiadka wzięła więc sprawy we własne ręce. Błyskawiczny apel na znanym portalu społecznościowym poparty zdjęciami z wnętrza zrujnowanego mieszkania przyniósł niespodziewanie szeroki odzew. Jeden z darczyńców przekazał piec.