28 buldogów ma wrócić do hodowli skąd je odebrano

TVN UWAGA! 280238
Miały żyć w fatalnych warunkach, były zaniedbane i chore. 28 buldogów francuskich z jednej z podwarszawskich hodowli trafiło do nowych właścicieli. Decyzją sądu, po ponad roku psy mają wrócić do miejsca, z którego je zabrano.

Po licznych sygnałach na temat złego traktowania zwierząt w podwarszawskiej hodowli psów, Fundacja SOS Bokserom wraz z Pogotowiem dla Zwierząt przeprowadziły interwencję. Zdaniem kontrolerów psy były przetrzymywane w złych warunkach. Zwierzęta były przewlekle chore, nie miały właściwej opieki weterynaryjnej.

- Pojechaliśmy tam z policją i lekarzami weterynarii, którzy potwierdzili niewłaściwe warunki trzymania buldogów francuskich, ogólny bałagan, psy żyjące w odchodach, z ropnymi wydzielinami, z długotrwałym procesem zapalnym – mówi Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt i dodaje:

Właścicielka, jak każda pseudohodowczyni nie miała sobie nic do zarzucenia. Na miejsce sprowadziła lekarza weterynarii, który rzekomo te zwierzęta leczył. Ale postępowanie wykazało, że to była bzdura.

Podczas interwencji zapadła decyzja o odbiorze z hodowli 28 chorych buldogów francuskich. Psy były w różnym wieku. Trafiły do domów wolontariuszy, którzy rozpoczęli ich kosztowne leczenie.

- Pies, który do mnie trafił był w stanie złym. Był zaropiałym pieskiem. Jadł własne odchody. Był bardzo zaniedbany. Higienicznie. Miał chore uszy. Przeszedł skomplikowaną operację usunięcia narządów płciowych. Do tej pory ma problemy z oddawaniem moczu – opowiada nowa właścicielka.

- Mój miał łuszczycę i nużycę. Niestety nie udało się jej jeszcze wyleczyć. Są to ciemne plamy, które są na tyle swędzące, że ona doprowadza się do rozdrapania ich do krwi – opowiada inna z właścicielek.

Prokuratura i sąd

Prokuratura rozpoczęła śledztwo. Mimo zeznań wielu świadków, opinii lekarzy weterynarii oraz niezbitych dowodów złego traktowania psów - śledztwo umorzono. Po zaskarżeniu tej decyzji przez organizacje prozwierzęce, sprawa trafiła do sądu, który także nie dopatrzył się znamion czynu zabronionego.

Czym kierował się sąd podejmując taką decyzję?

- Sąd przeanalizował materiał dowodowy zgromadzony przez prokuraturę na etapie postępowania przygotowawczego. Poddano ten materiał analizie, w moim przekonaniu wnikliwej, po analizie tego materiału wydano decyzję podtrzymującą decyzje prokuratury – mówi Andrzej Okniński z Sądu Rejonowego w Mińsku Mazowieckim i dodaje: Nie posiadam wiedzy, jaki był i jest stan zwierząt. Wszystko wynika z akt prokuratorskich, które nie są już dostępne w sądzie.

Organizacje prozwierzęce nie mogą się pogodzić z decyzją sądu.

- Rzadko się zdarza, żeby sprawa miała aż 15 tomów akt. 90 procent dokumentów w sprawie jest za tym, że ta pani powinna ponieść konsekwencje karne. To są opinie lekarzy, biegłych, świadków. Kilkadziesiąt osób zeznało, że był tam syf, psy były chore. Kilkunastu, niezależnych od siebie lekarzy je leczyło – mówi Grzegorz Bielawski.

Decyzja sądu jest ostateczna, co oznacza, że nowi właściciele psów, po kilkunastu miesiącach opieki nad nimi, będą musieli zwrócić zwierzęta właścicielom hodowli, którzy nadal prowadzą swoją działalność.

Zdaniem Bielawskiego właścicielom hodowli buldogów chodzi tylko o zysk.

- Te psy były sprzedawane po 4 tys. zł. Wśród nich był pies, który ma wady genetyczne. Nazywany jest niebieskim. Takich psów nie powinno się rozmnażać. To jest wytwarzanie chorych psów, z wadami genetycznymi. Psów, które trzeba leczyć całe życie. Ona [właścicielka hodowli – red.] wie, że pies jest wadliwy genetycznie, ale, że jest niebieski, to może wziąć za niego nawet 6 tys. To są ludzie nastawieni na zysk, po trupach do celu. Ich nie interesuje stan zdrowia zwierząt, ani warunki utrzymania – przekonuje.

Sygnały o złym traktowaniu zwierząt w hodowli, docierały do organizacji prozwierzęcych już wcześniej. Zwierzęta miały nie być leczone. Już, jako szczeniaki, miały wiele schorzeń.

Psy do zwrotu

Nowi właściciele, nie zgadzają się z decyzją sądu. Nie chcą oddać psów. Po kilkunastu miesiącach opieki nad nimi, zdążyli już przywiązać się do nich. W obawie o zabranie im zwierząt, nie ujawniają swoich personaliów.

- Nie wyobrażam sobie jej oddać. Żeby z potworem wróciła do tego brudu i odchodów – mówi jedna z właścicielek.

Po ogłoszeniu decyzji sądu, sprawa stała się głośna w internecie. W akcję pomocy buldogom, włączyła się Małgorzata Rozenek-Majdan, która również przygarnęła psa z podobnej hodowli.

- Przez półtora roku od zabrania psów z pseudohodowli z koszmaru, który tam przeżyły, nagle psy dostały nakaz powrotu do piekła – mówi Rozenek-Majdan.

podziel się: