18 lat katował żonę? „Przy ludziach wspaniały mąż i ojciec”

TVN UWAGA! 4746889
TVN UWAGA! 280870
Adam W. miał katować żonę przez 18 lat! - W swojej karierze zawodowej nie spotkałem się z tak drastycznym znęcaniem się, szczególnie fizycznym – przyznaje prokurator.

Sprawa wyszła na jaw przypadkiem. Jeden z przechodniów zauważył mężczyznę, który na przydomowym, wiejskim podwórku katuje kobietę. Ofiara poprosiła, by świadek wezwał policję. Dzięki temu udało się zatrzymać mężczyznę.

- Adamowi W. przedstawiono zarzut, że od 2000 do 2018 roku znęcał się fizycznie i psychicznie nad swoją żoną, uderzał ją pięściami, rurką metalową, kopał po całym ciele. Jak kobieta upadła na ziemię to ciągnął ją za włosy przez całą długość podwórza. Zdarzało się też, że uderzał jej głową o zlew. Ponadto, umyślnie przejechał po jej stopie kołem ciągnika. Groził pozbawieniem życia przy pomocy wideł, rurki metalowej, siekiery, noża – wylicza prok. Marek Kasprzak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koninie.

Śledczy nie mieli wątpliwości, że było to znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem.

Małżeństwo

Adam W. i pochodząca z Ukrainy Galina pobrali się dwadzieścia lat temu. Niedługo później urodziły im się dziewczynka i chłopiec Niestety, oboje z poważnymi wadami genetycznymi skutkującymi nieuleczalnymi chorobami. Odtąd rodzina utrzymywała się z rent, a ich życie koncentrowało się wokół pomocy dzieciom.

- On wydawał się zdeterminowany i zaangażowany w sprawy rodziny. Często podkreślał, że syn jest dla niego wszystkim. Ona była typową panią domu i nie wychodziła często na zewnątrz. On decydował o wszystkim – przyznaje Wojciech Mól, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Witkowie.

Problemy

W rodzinie ciągle brakowało pieniędzy, Adam i Galina wiązali, więc koniec z końcem biorąc kolejne kredyty. Prosząc o pomoc w ich spłacie wystąpili m.in. w jednym z telewizyjnych programów. Archiwalne nagranie pokazaliśmy specjalistce zajmującej się na co dzień przemocą w rodzinie.

- Trudno było się spodziewać, że ten mężczyzna przez lata stosował przemoc wobec swojej żony i dzieci. Ale jest tutaj też element bardzo dużej opiekuńczości, epatowania miłością. Wielkie słowa mogą być sygnałem, że mężczyzna stara się pokazać inną twarz – mówi

Urszula Nowakowska z Fundacji Centrum Praw Kobiet.

Znając sytuację materialną rodziny w pomoc zaangażował się doktor Grzegorz Biegański, który wspomógł finansowo córkę Adama i Galiny. Odwiedzał też rodzinę w domu.

- Jestem wstrząśnięty i głęboko poruszony tą sytuacją. Szczegóły, które dopływają przez doniesienia medialne są nie do zniesienia. Różnice charakterów między obojgiem rodziców były oczywiste od pierwszego naszego spotkania, ale nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że dojdzie do takich makabrycznych sytuacji – mówi dr Biegański i dodaje: Widziałem się z panią Galiną w czerwcu tego roku, nie wspomniała ani pół słowem, że tego typu sytuacje mają miejsce. Nie było żadnych sygnałów. Pani Galina jest osobą bardzo silną, pokonywanie własnej choroby i jeszcze walka o dzieci dotknięte podobnymi schorzeniami… ona była dla mnie przykładem tytana, który przebija się przez niemożliwości.

Koleżanka

Udało nam się porozmawiać prawdopodobnie z jedyną powierniczką tajemnicy pani Galiny. Kobieta sama będąc ofiarą domowej przemocy nie potrafiła przekonać koleżanki, by ta odważyła się mówić.

- On udawał przy ludziach, że jest wspaniałym mężem i ojcem, a w domu robił, co tylko chciał. Ona opowiadała mi, że to był horror. On potrafił wstać pijany o 6 rano i ją wyzywać od ruskich dziwek, ruskich świń – mówi.

Dlaczego kobieta przez lata trzymała wszystko w tajemnicy?

- Ona jest z Ukrainy. Te mieszkanie, z tego, co mi mówiła należy do niego. Bała się, że zostanie na bruku. Pytała, gdzie pójdzie z chorym dzieckiem. To jest uzależnienie, bo nie mam, gdzie iść, nie mam pieniędzy, nie wiem, czy dam sobie radę. Bardzo bym się cieszyła, żeby ona wyszła teraz na prostą. Jest kochaną osobą, wspaniałym rodzicem – mówi koleżanka.

Sąsiedzi

Część sąsiadów twierdzi, że nie wiedziała o sytuacji w rodzinie W., inni, że nie byli w stanie nic zrobić.

- Wiadomo, o tym było, ale jak ona sama nie chciała pomocy, to, kto miał jej pomóc? Miała sąsiadów, którzy ją nocowali, jak dostała wpiernicz. Nikt się nie wtrącał, bo każdy wiedział, że ten człowiek jest głupi. Potrafiłby przyjść i spalić gospodarstwo. Każdy się boi takich ludzi, bo nie wiadomo, co taki człowiek zrobi – mówi jeden z sąsiadów i dodaje, że anonimowe zgłoszenia były bezskuteczne, bo kobieta nie chciała oskarżać o nic męża.

Znęcanie nad zwierzętami

Dzięki zeznaniom rodziny zatrzymanego mężczyzny na jaw wyszło też, że w czasie ataków agresji znęcał się nie tylko nad ludźmi.

- Pierwszy zarzut dotyczył znęcania się nad kotem. W 2015 roku rzucał kotem o podłogę w konsekwencji doprowadzając do jego śmierci. W 2016 roku kopał swojego psa, a następnie odciął mu głowę. Podejrzany nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, odmówił składania wyjaśnień – mówi prok. Marek Kasprzak.

Próbowaliśmy porozmawiać z panią Galiną, ale nie chciała otworzyć nam drzwi. Po kilkunastu minutach sama wybiegła przed dom, by powiedzieć zaledwie jedno – najważniejsze dla niej – zdanie.

- Mąż nie katował dzieci, on dla nich był dobry.

Ośrodek Pomocy Społecznej w Witkowie zapewnia, że ofiara przemocy otrzymała wsparcie.

- Pani Galina jest w stanie zaopiekowanym. Otrzymała pomoc na początek socjalną, ma zaproponowaną pomoc psychoterapeutyczną, bo należy podtrzymać ją na duchu, żeby się nie wycofywała z dotychczasowych działań – mówi Wojciech Mól.

podziel się: