Wyjątkowy szpital

Reportaż „Wyjątkowy szpital” o Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki wywołał dyskusję wśród widzów i internatów. Do redakcji dociera wiele listów. Oto kilka z nich:

„Jestem lekarzem pracującym w Klinice Chirurgii Dziecięcej Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach-Ligocie. Właśnie zobaczyłem program ”Uwaga” emitowany w TVN. Jestem pod jego dużym wrażeniem, albowiem nieczęsto w mediach można usłyszeć o fachowych, pełnych poświęcenia, nieskorumpowanych lekarzach. Fakty, o których mówiliście Państwo w programie, a które dla mnie i innych lekarzy pracujących w szpitalu są oczywiste, niestety rzadko można usłyszeć tak w Waszej, jak i innych stacjach TV. Zdecydowanie częściej obraz lekarza rysujący się z typowego telewizyjnego reportażu jest zgoła odmienny, krańcowo różny. Nie mam tolerancji dla lekarzy warunkujących leczenie od gratyfikacji finansowej lub niszczących wizerunek zawodu w inny sposób. Mam szczerą nadzieję, że jest to margines w naszym środowisku. Niemniej ilość przypadków niegodnych naśladowania, demaskowanych przez dziennikarzy spowodowała, że nam ”normalnym” pracuje się ciężko, czasem w olbrzymim dyskomforcie, co wynika z agresywnego nastawienia pacjentów między innymi przez media. Tym bardziej, chciałbym serdecznie podziękować za reportaż o ”Wyjątkowym szpitalu”, w którym mam przyjemność pracować. Lekarz z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach” „Chciałam nawiązać do dzisiejszego programu, a dokładniej do ”Wyjątkowego szpitala”. Gdy tylko usłyszałam, że szpitalowi grozi zamknięcie, to serce zaczęło mi bić o wiele mocniej niż wtedy, gdy się dowiedziałam, że jestem chora. Leczyłam się na oddziale onkologicznym i bardzo mi tam pomogli. Zaopiekowali się mną tak, jakbym była z ich rodziny. W szpitalu tym przebywałam od 17 sierpnia 2001 roku do lutego 2002 roku. Wszyscy mówią, że to bardzo długo, ale jak na ten oddział, to naprawdę niewiele czasu. Dla moich rodziców była to bardzo ciężka próba czasu. Miałam chory kręgosłup, była to torbiel tętniakowata. Nie mogłam chodzić, ale wiedziałam, że stać mnie na to, by wyjść z tej choroby i tak też się stało. Lekarze mi tam pomogli. Czułam się tam jak w domu. Mogli się mną opiekować również rodzice i bracia przez 24 godziny na dobę. Jeszcze się nie spotkałam z takim szpitalem, gdzie pozwalali spać komuś z rodziców na oddziale, a nawet przy łóżku swojej pociechy. To lekarze z tamtego oddziału skierowali mnie do Łodzi, by tam przeprowadzili mi operację, od której zależało moje życie. Widać, że im zależy na zdrowiu pacjentów. Zapewne padnie pytanie, czy dostali coś w zamian? Nie, nie dostali nic, jedynie pod koniec dostali kwiaty w podziękowaniu i moje zdrowie, bo to przede wszystkim jest największa zapłata. Nie mogą zamknąć tego szpitala, przecież nie tylko ta placówka ma problemy finansowe, tylko nie mówi się o tym. Przecież to jest miejsce, gdzie ratuje się chore dzieci, nie wolno zamykać tych placówek. Wiadomo, że na zdrowie potrzebne są pieniądze, ale bez przesady, zdrowie jest ważniejsze. Można chyba w jakiś sposób pomóc tej placówce, na przykład wpłacać symboliczną złotówkę na konto szpitala, czy też otworzyć nowe konto specjalnie na ten cel i na zakup potrzebnego sprzętu, z braku którego musiałam jechać do Łodzi na operację. Pozdrawiam serdecznie! Justyna z Częstochowy”

podziel się:

Pozostałe wiadomości