Jeszcze rok temu 17-letni Oskar Langner z Opola był wysportowanym, zdolnym uczniem liceum. Miał wielkie plany - chciał zostać kierowcą rajdowym. Wiedział, że do tego potrzebna jest świetna forma, dlatego czekał na każdy WF i dawał z siebie wszystko. Na jednej z lekcji w ubiegłym roku doszło do tragicznego dla Oskara wypadku podczas ćwiczenia - sprintu między tzw. pachołkami. - To była przedostatnia lekcja – mówi Oskar. – Biegłem jako trzeci. Były dwie próby, na pierwszej miałem problem z wyhamowaniem. Straciłem równowagę, uderzyłem głową w ścianę. Leżałem i nie wiedziałem, co się dzieje. Trafiłem na stół operacyjny. Gdybym trafił na niego później, moglibyśmy już nie rozmawiać. Oskar jest praktycznie całkowicie sparaliżowany i uzależniony od pomocy rodziców. Jego ojciec, by zająć się synem, musiał zrezygnować z pracy. Ściana sali gimnastycznej nie była zabezpieczona. Pokrywa ją boazeria. Nauczyciel WF w VI Liceum Ogólnokształcącym w Opolu nie czuje się odpowiedzialny za wypadek. - Sytuacja tego nie wymagała, teraz też nie obłożyłbym niczym ściany – mówi wuefista Jerzy K. – Nie sądzę, że znalazłby się na świecie prawnik, który uznałby mnie za winnego. Choć do wypadku doszło 19 listopada ubiegłego roku, szkoła zawiadomiła kuratorium dopiero 13 stycznia tego roku, a prokuraturę 2 lutego. Tymczasem rozporządzenie ministra edukacji ws. przestrzegania przepisów bhp w szkołach przewiduje, że w sytuacji, gdy dojdzie do wypadku śmiertelnego bądź skutkującego poważnymi obrażeniami, szkoła powinna niezwłocznie złożyć zawiadomienie. Dyrektorka liceum nie chce wytłumaczyć przyczyn zaniedbania. - Prokuratura i kuratorium zostały powiadomione – tyle mam do powiedzenia – mówi Alicja Krawczyk, dyrektorka VI LO. Choć wina nauczyciela wydaje się ewidentna, Prokuratura Rejonowa umorzyła śledztwo uzasadniając to faktem, że boazeria na ścianie, w którą uderzył Oskar, działa amortyzująco. Po naszej interwencji i zażaleniu rodziców Oskara, opolska Prokuratura Okręgowa postanowiła uchylić niekorzystną decyzję. Postępowanie rozpocznie się od nowa. Tymczasem rodzice Oskara nie mają pieniędzy na rehabilitację syna. Bez orzeczenia stwierdzającego winę szkoły, Oskar nie może ubiegać się o odszkodowanie. - Przychodzi moment, że mówię sobie – koniec, nie mam siły – mówi Wioletta Langner, matka Oskara. – Nie możemy na nikogo liczyć. Ale wiem, że trzeba iść dalej. Jedyną szansą na odzyskanie zdrowia jest dla Oskara kosztowna rehabilitacja, którą chłopak rozpoczął cztery miesiące temu w Krakowie. Już zaczął ruszać rękami i palcami, odzyskał czucie w stopach. Niestety, tydzień ćwiczeń kosztuje około tysiąca złotych i rodziny nie stać na dłuższą terapię. - Oskar miał problemy z najprostszymi czynnościami, nie może nawet samodzielnie siedzieć – mówi Paweł Adamkiewicz, rehabilitant. – Rehabilitacja jest mu niezbędna. Myślę, że niejeden zdrowy człowiek nie potrafiłby wytrzymać, tego, co on wytrzymuje. Lekarze twierdzą, że Oskar ma duże szanse, by stanąć o własnych siłach na nogach. Dziewczyna, która z podobnymi obrażeniami trafiła do Krakowa na rehabilitację, po czterech latach zaczęła chodzić, a dziś jeździ na nartach. Dlatego apelujemy do Państwa o pomoc i kontakt z naszą krakowską redakcją pod numerem telefonu (012) 652 84 83. Pieniądze można wpłacać na konto: ORGANIZACJA POŻYTKU PUBLICZNEGO STOWARZYSZENIE WOJEWÓDZKIE TOWARZYSTWO WALKI Z KALECTWEM ul. Św. Wojciecha 5 45-023 OPOLE BGŻ SA O/OPOLE 40203000451110000000432490 z dopiskiem OSKAR LANGNER