Czy Roksana pojedzie do Kalifornii?

Po emisji reportażu o ciężko chorej trzyletniej Roksanie do naszej redakcji zgłosiły się dziesiątki osób, które w różny sposób chciały pomóc dziecku. Pojawiła się też nadzieja, że Roksanka znajdzie w końcu prawdziwy dom.

Dwa tygodnie temu opowiedzieliśmy historię trzyletniej Roksany, dziewczynki, która od urodzenia mieszka w szpitalu. Rodzice wyrzekli się jej, gdy dowiedzieli się, że jest ciężko chora na nieuleczalną chorobę genetyczną - Epidermolysis Bullosa – pęcherzowe oddzielanie się naskórka. Każdy dotyk powoduje ból. Dziewczynka nie potrafi chodzić. Aby nie drażnić skóry ubraniami, zakłada się jej tylko pieluchę. W szpitalu stworzono dla Roksanki osobny pokój z wyższą temperaturą i odpowiednią wilgotnością. - Na jej ciele tworzą się otwarte rany – mówi Ewa Jachimczyk, zastępca ordynatora oddziału dziecięcego szpitala w Gnieźnie. – Możemy to sobie wyobrazić, jakby człowiek cały czas był poparzony. Szpital miał obiecane pieniądze na opiekę nad dziewczynką do ukończenia przez nią trzeciego roku życia. Trzy lata Roksana skończyła dwa miesiące temu. Dziewczynka jak najszybciej powinna znaleźć dom, w którym będzie się normalnie rozwijać. Dlatego i jej opiekunowie ze szpitala, i pracownicy ośrodka adopcyjnego już od pewnego czasu szukają dla niej nowej rodziny. Jednak wyrzeczenia związane z opieką nad chorym dzieckiem odstraszały większość chętnych. Po emisji naszego reportażu do ośrodka adopcyjnego zgłosiło się bardzo wiele osób, poruszonych losem Roksany. - Był to odruch, spowodowany troską o dziecko, emocjami, tym, co zobaczyli na ekranie – mówi Romana Chruszcz, dyrektor Ośrodka Adopcyjnego ”Pro Familia” w Poznaniu. – Potem jednak życie weryfikowało poruszenia serc. Kolejne telefony pokazały, że ludzie się wycofują. Tylko jednej rodziny trudności nie zniechęciły. Pani Misty, która w Kalifornii w USA samotnie wychowuje dwie córeczki, chore na Epidermolysis Bullosa, chce zostać matką Roksany. Starsza chodzi do pierwszej klasy, młodsza jest w wieku Roksany. Stały kontakt z panią Misty utrzymuje Katarzyna Kozielec, Amerykanka polskiego pochodzenia. - Zobaczyła samotność Roksany i poczuła, że może być dla niej matką – mówi Katarzyna Kozielec. – Jest tego pewna na więcej niż 100 procent. Największym problemem będą pieniądze. Koszt adopcji wynosi około 15 tysięcy dolarów, co nawet dla Amerykanki jest sumą niebagatelną. Ale ona zrobi wszystko, żeby zdobyć te pieniądze. Powiedziała mi: ”Powiedz, że na Roksankę czeka tutaj kochający dom, wielkie serce i dwie siostry, które nie mogą się doczekać, aby ją poznać”. Romana Chruszcz z Ośrodka Adopcyjnego ”Pro Familia” w Poznaniu ma nadzieję, że Roksana trafi do domu w Kaliforni. Póki jednak nie ma co do tego pewności, cały czas apeluje do tych, którzy chcieliby zabrać do siebie dziewczynkę o kontakt z ośrodkiem. Los Roksany poruszył bardzo wielu ludzi. Cały czas wymieniają się mailami, zastanawiają się, jak pomóc dziewczynce. Na forum internetowym poznały się trzy kobiety, które niewiele się namyślając, zebrały pieniądze, kupiły telewizor i odtwarzacz DVD, wsiadły w samochód i pojechały do Gniezna. - Jak zobaczyłam ją telewizji, w tym łóżeczku, nie mogłam całą noc spać, dostałam gorączki – mówi Anna Smulc – Rosicka. – Skontaktowałam się z Kasią, z Dorotą, z Anią. Grono osób, które chce pomóc Roksance, rośnie. Po odwiedzinach u Roksany panie Katarzyna, Anna i Katarzyna chcą znaleźć opiekunkę, która codziennie będzie zajmować się dziewczynką. - Mogę się zobowiązać, że co miesiąc będę przekazywać jakieś pieniądze – mówi Katarzyna Łukasiewicz. – To nie jest nic trudnego, wystarczy, by ktoś z nią był, pogłaskał ją, porozmawiał. Tylko tyle i aż tyle.

podziel się:

Pozostałe wiadomości