-T.Love, Teenage Love, wymyśliło to Muniek. Miłość nastolatków, wariactwo, szaleństwo, przygoda. Byliśmy paczką kumpli, którzy brzdąkają - mówi Dariusz Zając, klawiszowiec T.Love.
"Żyć za bardzo się z tego nie dało"
Zespół powstał w Częstochowie, rodzinnym mieście wokalisty i lidera - Zygmunta "Muńka" Staszczyka. Dariusz Zając, kolega Staszczyka z liceum ogólnokształcącego, dzisiaj jest dyrektorem zespołu szkół przemysłu mody i reklamy. Jak mówi, chociaż grał w znanej grupie, to nie było mu łatwiej z dziewczynami.
- Jak ma się gitarę, to się bierze gitarę i: "chłopak z gitarą byłby dla mnie parą". A ja z tym klawiszem... Vermona ET 6-2 z NRD. Ważyła 70 kilo... Wiesz, na ten instrument się nie poszpanowało - wspomina w rozmowie z reporterem UWAGI!. Jak dodaje, pomysł razem ze znajomymi podchwycili, chociaż Muniek był - jak go nazywał - "debilem muzycznym". - Chcieliśmy zobaczyć, jak to jest, porzępolić troszeczkę - opowiada.
- Żyć za bardzo to się wtedy z tego nie dało - przyznaje, ale zaznacza, że zabawa była przednia. - Za pierwszą płytę zarobiłem jakąś tam kasę i wtedy miałem się żenić. I co zrobiłem? Kupiłem wódkę na wesele - wspomina.
Demokracja z dosyć silnym prezydentem
W czwartym liceum ogólnokształcącym w Częstochowie dzisiaj, 35 lat po założeniu zespołu T. Love, nadal można usłyszeć przebój tej grupy.
- Nie byłem predysponowany do tego, bo nie było żadnych tradycji w rodzinie - mówi Muniek Staszczyk i wymienia: - Nie było Wieniawskiego, ani Chopina. Nie było muzyków grających na jakichś instrumentach, nie było tradycji śpiewania. - Jestem odpadem atomowym, jeżeli chodzi o te kwestie, bo moje dzieci też nie poszły w muzykę.
- U nas zawsze była demokracja z dosyć silnym prezydentem - mówi o stosunkach, jakie panują w T.Love Muniek Staszczyk i dodaje, że umiejętność zarządzania zespołem ma po mamie, która była w PRL-u kierowniczką sklepu spożywczego. - Była lubianą osobą. To z kimś kielicha wypiła, to pogadała, ale trzymała te dziewczyny w tym sklepie w jakiś sposób w grupie - wspomina.
"Tęskniłem za żoną, za kumplami, za Warszawą"
Pod koniec lat 80. zespół się rozpadł. Każdy z muzyków poszedł własną drogą. Lider grupy wybrał emigrację zarobkową. Wyjechał do Londynu, gdzie próbował zarobić na utrzymanie rodziny pracując w barze.
- Tęskniłem za żoną, za kumplami, za Warszawą. W tej tęsknocie, dokładnie w północnym Londynie, w okolicach stacji metra Finsbury Park, pracowałem w knajpie, nagle mi fantastyczne słowa wchodzą do głowy - opowiada Muniek Staszczyk. To właśnie tam, w toalecie, w ruchliwy piątek, zapisywał je na papierze toaletowym. - Krakowskie Przedmieście zalane jest słońcem. Wirujesz jak obłok, wynurzasz się z bramy... trzeba to zapisać, przecież z tego piosenka może być! - wspomina.
Muniek Staszczyk wrócił do Polski i reaktywował zespół. Tylko on został ze składu z czasów licealnych. W sumie w T. Love, w różnych okresach, grało ponad 20 muzyków.
- Przez całe lata twórczości zespół w dużej mierze nawiązywał do rzeczywistości, natomiast były też inne piosenki: o miłości, o seksie, o Bogu, o szukaniu absolutu. Jestem człowiekiem, który ma w sobie dużo sprzeczności - mówi Muniek.
Zawieszają dzialność
- W każdym zespole, w grupie ludzi, w pracy są jakieś obozy. My też jesteśmy bandą intrygantów, też się obgadujemy, obrabiamy sobie dupę każdy każdemu i o tym wiemy - przyznaje i dodaje, że nie jest to dla niego problemem.
- Dlatego robię przerwę, bo jestem zmęczony. Nie chcę dojść do momentu, żebym pluł na swój zespół, że wk... wychodzę na scenę - mówi i zaznacza, że nie jest to tylko zagrywka marketingowa. - To jest mój pomysł autorski. Jestem ciekawy, co z tego wyniknie - przyznaje.