Gdzie jest 5-letni Dawid? Największa akcja poszukiwawcza w historii

TVN UWAGA! 295348
Od pięciu dni trwa największa w historii akcja poszukiwawcza polskiej policji. Dramatem 5- letniego Dawida Żukowskiego i jego rodziny żyje cała Polska. Czy jest szansa, że chłopiec jeszcze żyje?

32-letni mężczyzna odebrał syna o godzinie 17 z domu dziadków w Grodzisku Mazowieckim. Miał odwieść dziecko do Warszawy, gdzie mieszka jego matka. Od miesiąca małżonkowie żyli w separacji.

- Około 20:52 otrzymaliśmy zgłoszenie o mężczyźnie, który został potrącony przez pociąg. Po kilku godzinach do komendy w Grodzisku Mazowieckim zgłosiła się kobieta, jak się później okazało była to matka Dawida. Kobieta powiedziała, że nie ma kontaktu z dzieckiem. Zaczęliśmy te informacje ze sobą łączyć. Komendant, szybko zdecydował się ogłosić alarm – mówi kom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

O drugiej w nocy policja odnalazła samochód mężczyzny. Zaparkował go przed kościołem cztery kilometry od miejsca, gdzie popełnił samobójstwo. W aucie nie było 5-letniego Dawida.

- Wiele wskazuje, że wcześniej w tym samochodzie mógł znajdować się pięcioletni Dawid – przyznaje kom. Marczak.

„Codziennie przeszukujemy około 1000 hektarów”

Policjanci ustalili, że ojciec chłopca przyjechał do Warszawy i zatrzymał się na parkingu w okolicach lotniska Okęcie. Miał z dzieckiem obserwować latające samoloty. Wówczas mężczyzna po raz pierwszy wyłączył komórkę.

Policjanci z Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych Komendy Głównej Policji od pięciu dni dowodzą akcją poszukiwawczą Dawida. To oni ustalają trasy i miejsca, gdzie ojciec mógł zabrać dziecko.

Funkcjonariusze przyznają, ze nigdy nie prowadzili akcji poszukiwawczej na tak wielką skale i na tak trudnym terenie.

- Codziennie przeszukujemy około 1000 hektarów. Jest to niesamowity obszar i niesamowity trud ludzi. Bo skala trudności, w jakiej pracują ci ludzie jest bardzo wysoka – mówi Piotr Cabański, szef grupy poszukiwawczej.

Tak naprawdę, nie wiadomo, co się działo z Dawidem po wyłączeniu komórki pod lotnikiem. Ojciec Dawida około 18:56 wysłał SMS do matki chłopca, z informacją, że już więcej go nie zobaczy. Wcześniej zatrzymał samochód przy wyjściu ewakuacyjnym na autostradzie A2 w okolicach węzła Konotopa.

Nagranie z monitoringu

Okazało się, że w okolicach węzła Konotopa samochód mężczyzny zatrzymywał się tego dnia dwukrotnie. Po raz pierwszy aż na 40 minut, gdy jechał do Warszawy. Prawdopodobnie tyle trwała jego rozmowa telefoniczna z matką Dawida, podczas której dowiedział o rozwodzie. W drodze powrotnej z Okęcia mężczyzna stanął w tym samym miejscu, ale po przeciwnej stronie. Tym razem postój trwał kilkanaście minut. Dlatego policja podejrzewa, że właśnie w tym miejscu są największe szanse na znalezienie Dawida.

Istotny jest film z monitoringu, który pozwala dokładniej określić czas przemieszczania się ojca Dawida między Warszawą, a Grodziskiem Mazowieckim. Nagranie wskazuje śledczym, że ojciec o godzinie 17:28 wyjechał z Grodziska Mazowieckiego do Warszawy. Po dwóch godzinach wrócił. Śledczy skłaniają się ku tezie, że wówczas samochodzie nie było już dziecka. Na całej trasie przejazdu sprawdzenie są wszystkie wyjścia awaryjne i ponad 25 zbiorników wodnych oraz setki studzienek i innych włazów, gdzie można było schować chłopca.

Dług

Znajomi mężczyzny, proszący nas o anonimowość, powiedzieli nam, że ojciec Dawida miał 200 tysięcy długu. Pieniądze miał stracić w grach hazardowych. Na co dzień pracował w filmie handlującej pompami.

Matka chłopca, to Rosjanka, mężczyzna miał znęcać się nad nią. Ojciec Dawida ma jeszcze córkę z pierwszego małżeństwa. Jego pierwsza żona uciekła od niego z dzieckiem na Ukrainę. Być może Paweł Ż. obawiał się, że historia się powtórzy.

- Są duże emocje. Większość z nas ma dzieci w podobnym wieku – mówi Cabański i dodaje: Tak naprawdę nie zwraca się uwagi na przemieszczające się pojazdy. To był zwykły samochód. Jeden z wielu, który poruszał się po drodze.

Z Niemiec ściągnięto dwa psy, które potrafią wykryć zapach ludzki nawet po trzech miesiącach. Zwierzęta pomagają odtworzyć drogę poruszania się ojca Dawida.

W akcji uczestniczy ponad tysiąc ludzi: policjantów, strażaków i żołnierzy z Wojsk Obrony Terytorialnej.

- Wczoraj mieliśmy 200, dzisiaj 150 żołnierzy wojsk terytorialnych. Do tego dochodzą wolontariusze, strażacy. Jest to potężna siła – mówi Cabański.

Nie tylko ratownicy z Warszawy wspierają policjantów. Z potrzeby serca przyjechała także grupa Ratownictwa Podziemnego z Jastrzębia Zdroju.

- Mamy psy, które szukają ludzi zaginionych pod ziemią, w kopalniach. Jeden pies znajduje zwłoki, drugi żywe osoby – mówi Alan Szyda z Górskiego Pogotowia Ratunkowego w Jastrzębiu Zdrój.

Do akcji dołączają się zwykli ludzie, których komunikaty o zaginięciu chłopca tak poruszyły, ze nie mogą spokojnie siedzieć w domu.

Z każdym dniem poszukiwań nadzieje na odnalezienie Dawida żywego graniczy z cudem. Według naszych informacji śledczy biorą pod uwagę, również zabójstwo chłopca. Według tej koncepcji ojciec Dawida mógł pochować syna. Przed samobójczą śmiercią wstąpił do kościoła, gdzie pomodlił się. Jest to kościół, przed którym policja znalazła jego samochód.

podziel się: