Utwór „Nie kłam, że kochasz mnie” zaśpiewany z Eweliną Flintą to jeden z największych jego hitów. Łukasz Zagrobelny zasłynął też takimi piosenkami jak „Nieprawda”, czy „Życie na czekanie”.
Wokalista ma na swoim koncie cztery autorskie płyty, jedna z nich "Ja tu zostaje" okazała się już po miesiącu złotą płytą, a utwór o tym samym tytule został nagrodzony na festiwalu w Opolu.
Kariera Zagrobelnego na dobre rozpoczęła się po przeprowadzce z Dolnego Śląska do Warszawy. Wtedy trafił pod skrzydła Elżbiety Zapendowskiej, znanej specjalistki od emisji głosu.
- To zdolny wokalista, dużo umie. Jest pokorny, słucha uwag. Jest elastyczny – mówi Zapendowska i dodaje: Teraz już nikt nie mówi o cechach charakteru. Teraz mówią, czy ktoś jest sławny, czy ładny, czy jest dobrze ubrany. Łukasz jest trochę nieładny, ale za to dobrze ubrany. Jest szczery i zawsze można na niego liczyć.
- To była pierwsza osoba, która zaczęła mnie uczyć estradowego śpiewania. Dała mi małego kopniaka, żebym zajmował się tym zawodowo – przyznaje Zagrobelny.
Muzyczne początki
Łukasz Zagrobelny pochodzi z Wrocławia, gdzie zaczynał swoją przygodę muzyczną, najpierw uczył się gry na akordeonie. Później mógł pracować na poczcie.
- Ktoś życzliwy doradził mi, żebym zamiast do liceum poszedł do szkoły ekonomicznej o profilu telekomunikacyjnym, o specjalności eksploatacja pocztowa. Mieliśmy praktyki na poczcie przy okienku pocztowym, roznosiłem listy. Mógłbym zostać naczelnikiem poczty.
Zagrobelny po szkole średniej wybrał jednak akademię muzyczną zdobywając tytuł magistra sztuki, jako dyrygent chóralny.
- Mieszkaliśmy w 60 metrowym mieszkaniu, mieliśmy osobne pokoje. Łukasz cały czas był pochłonięty w tworzeniu etiud szkolnych. Pamiętam jego początki wokalne, w domu z dezodorantem zamiast mikrofonu. Sąsiadka stukała miotłą w sufit – opowiada Mateusz Zagrobelny, brat muzyka.
W przeszłości Łukasz występował w chórkach, a potem w duecie z Natalią Kukulską.
- Kiedy byłem dzieciakiem słuchałem z płyt winylowych „Bajki Natalki”, kto by pomyślał, że będę z nią występował za ponad 20 lat – mówi dzisiaj.
- Trafił do mojego chórku jak śliwka w kompot. Nie da się pracować ze sobą, tak blisko, bez sympatii. On ma fantastyczne poczucie humoru, raz przerwaliśmy koncert, bo nie mogłam wziąć oddechu ze śmiechu. Myślałam, że położę się na deskach. Łukaszowi podczas koncertu wypadł ząb, spojrzał na mnie i się uśmiechnął bez zęba. Myślałam, że mnie nabiera, ale to było naprawdę – wspomina Kukulska.
Deperesja
Po wydaniu drugiej płyty, licznych trasach koncertowych artystę dopadł kryzys.
- Ciągle byłem w trasie. Koncertowałem, ciągle było zainteresowanie tym, co robię. Nagle pojawiło się parę miesięcy wyciszenia. Do tego napatoczyły się prywatne zawijańce życiowe. To spowodowało, że miałem klasyczną, zdiagnozowaną depresję. Nie wychodziłem z domu, nie chciało mi się nic robić. Wydawało mi się, że wszystko, co najlepsze jest już za mną. Musiałem się ratować środkami farmakologicznymi i psychoterapią. To był dla mnie ciężki czas, ale na szczęście to już za mną. Wbrew pozorom bardzo mnie to wzmocniło – mówi Zagrobelny.
Po wyjściu z depresji Łukasz Zagrobelny zaczął wcielać się w role musicalowe. Przez kilka lat występował m.in. w Teatrze Muzycznym Roma.
- Robi karierę, jako piosenkarz, robi to znakomicie, nagrywa płyty. Myślę, że on się urodził po to, żeby grać w musicalach. To jest dla niego bardzo ważne. W sensie wiary w siebie – uważa Wojciech Kępczyński, reżyser teatralny, dyrektor Teatru Muzycznego Roma w Warszawie.
Obok musicali, Łukasz nieustannie gra solowe koncerty i jeździ w trasy. Zdarzają się także wspólne występy m.in. z Natalią Kukulską, z którą do dziś się przyjaźni.
- Łukasz doskonale wie, czego chce. Ma apetyt na rozwój solowy swojej kariery fonograficznej. Tego mu bardzo życzę. Żeby jego kolejna płyta była nowym otwarciem. Myślę, że jeszcze wiele fantastycznych rzeczy przed nim – mówi Natalia Kukulska.
Łukasz pracuje nad kolejnym solowym albumem, który ukaże się jeszcze w tym roku.