Jan Peszek: Liczy się tylko to, co przede mną

TVN UWAGA! 275483
W dzieciństwie szył stroje dla lalek swoich sióstr, którymi się opiekował. Gdyby nie został aktorem, zapewne byłby stomatologiem, jak jego ojciec. Jako aktor jest spełniony, ale wciąż nienasycony. Liczy się dla niego tylko to, co przed nim.

Rodzinny dom

Jan Peszek dzieciństwo i młodość wraz z pięciorgiem rodzeństwa spędził w Andrychowie.

- On miał przechlapane. Był najstarszy, więc musiał się nami wszystkimi opiekować. Był niesamowity. Mimo iż był chłopcem, szył dla nas sukienki dla lalek – wspomina Marlena Zaremba, siostra Jana Peszka.

Czasy dzieciństwa pana Jana przypadły na trudny czas tuż po wojnie.

- Często ludzie pytają mnie skąd mam tyle siły. Wydaje mi się, że jestem owocem niezwykłej namiętności, która zrodziła się na krawędzi wojny. Pamiętam opowieści mamy, która wspominając moje narodziny modliła się o to, żeby mnie wszy nie zagryzły. W tak trudnych warunkach przychodziłem na świat – mówi aktor.

Ojciec aktora był dentystą. Dziś artysta śmieje się, że gdyby nie poszedł do szkoły aktorskiej, zapewne poszedłby w ślady ojca.

Już w przedszkolu dokonał wyboru partnerki swojego życia.

- Oświadczyłem jej mamie, na schodach w przedszkolu, że ze wszystkich dziewczyn odpowiada mi Teresa i się z nią ożenię. Miałem wtedy 6 lat. Wyczułem to chyba, że to może być fantastyczny materiał na żonę i partnera życiowego – wspomina.

By pan Jan mógł oddać się sztuce, jego żona, pani Teresa, dobrze zapowiadająca się chemiczka, porzuciła karierę naukową. Zajęła się domem i dziećmi.

- Do męża zwracam się „Jasiu”. Widujemy się rzadko, więc rzadko mówimy do siebie źle. To jest chyba recepta na długi związek. Połowę z tych 50 lat spędziliśmy osobno – śmieje się pani Teresa.

Co jeszcze pozwoliło im na tak długie, wspólne życie?

- Jan nie przynosi do domu pracy, ale przynosi emocje. Wtedy lepiej nie podchodzić, przeczekać to. Nauczyłam się tego z czasem. Na początku tego nie rozumiałam, pyskowałam – dodaje.

Praca, praca, praca

Zarówno bliscy pana Jana, jak i koledzy po fachu, podkreślają jego niezwykłą pracowitość.

- Mój ojciec Jan, tata za dużo pracuje. Czasem się tym martwię. Ostatnio zapytałam go, dlaczego tyle pracuje. Odpowiedział mi, że już nie może się zatrzymać, nie może przestać, bo jak się zatrzyma, to umrze – mówi córka aktora, Maria Peszek.

Jego ostatnia rola to doskonale przyjęta kreacja ojca w filmie „Juliusz”. Role teatralne Peszka można liczyć w setkach. Jest także uwielbianym przez studentów profesorem krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych.

- On swojego zawodu nie traktuje jako pracy. To dla niego bardziej zabawa i frajda – mówi Wojciech Mecwaldowski.

- Dla niego nie ma rzeczy nieważnych i błahych i, co często powtarza rodzinie, studentom i całemu światu – nie ma rzeczy oczywistych, wszystko wymaga uwagi – dodaje syn Błażej.

Jak swoje podejście do pracy widzi sam aktor?

- Mam poczucie, że dopóki jestem aktywny, działam, ruszam się, dopóty będę miał naturę odkrywcy, będę chciał mieć wszystko przed sobą, a nie za. Dostałem w spadku niezłe dziedzictwo, miałem szczęście spotkać towarzyszy życia, którzy mi pomagają. Jeśli ktoś ma ci w życiu pomóc, to tylko rodzina – kończy Peszek.

podziel się:

Pozostałe wiadomości