Dzieci grające w piłkę powodem sąsiedzkiego konfliktu

TVN UWAGA! 261274
W jednym z bloków w Nowym Sączu trwa poważny spór między jedną z rodzin, a resztą społeczności. Powodem konfliktu są dzieci grające w piłkę, hałas a nawet biegające po osiedlu psy.

Rodzina Ł. jest w sporze z resztą mieszkańców bloku. Nagrywają filmiki dokumentujące zdarzenia na osiedlu i przekazują je policji. Sąsiedzi twierdzą, że zawiadomienia są absurdalne. Kto ma rację?

Hałaśliwa gra w piłkę

Anna i Teresa Ł. wielokrotnie zawiadamiały policję z powodu uderzania piłki w metalowe ogrodzenie. Policjanci przyjmowali zgłoszenia. Sprawą zajmował się dzielnicowy.

- Dzieci bawią się, grają w piłkę, która uderza w ten metalowy płot. To jest główny powód konfliktu. To najbardziej przeszkadza tym paniom w życiu – mówi Jacek Pieronkiewicz, mieszkaniec bloku.

W 2017 r. materiały w tej sprawie z policji trafiły do sądu rodzinnego, który prowadził postępowanie pod kątem demoralizacji małoletnich.

- Demoralizacja naszego sześcioletniego syna miała polegać na tym, że zdaniem sąsiadki kopał celowo piłką w metalowe ogrodzenie. My mieliśmy go do tego namawiać – mówi Joanna Smoleń.

Dzieci niejednokrotnie słyszały groźby pod swoim adresem.

- Powiedziała, że wylądujemy w poprawczaku. Przestraszyłem się wtedy, inne dzieci też – przyznaje Franek Smoleń.

Kto wzywa policję?

Filmiki nagrywa i przekazuje policji 39-letnia Anna Ł. Kobieta mieszka z ojcem i matką, emerytowaną nauczycielką. Jak sprawę komentuje policja?

- Nieletni uderzali piłką w blaszany garaż, co powoduje hałas. Mogło być to zachowanie nacechowane złośliwością. Sprawę przekazaliśmy do sądu – mówi Iwona Grzebyk–Dulak, rzecznik policji w Nowym Sączu.

Po tym, jak sprawa trafiła do sądu w domach dzieci pojawił się kurator.

- Sąd jednoznacznie odrzucił wszystkie przesłanki stwierdzając, że o żadnej demoralizacji nie może być mowy. Analizując wszystkie okoliczności ta sprawa pewnie w ogólnie nie powinna była trafić do sądu – mówi Dariusz Rams, prezes Sądu Rejonowego w Nowym Sączu.

Dzieci, szczególnie te młodsze bardzo przeżywały pojawienie się w domu kuratora.

- Bałem się, że pójdę do poprawczaka. Teraz już rzadko chodzę pod trzepak, bo się boję, że ta pani przyjdzie i potem coś powie złego na mnie – mówi Nikodem.

Konflikt nie jest nowością

Kobietom grające w piłkę dzieci przeszkadzały dużo wcześniej. Nagrywały je od 2013 roku, kiedy nie było metalowego ogrodzenia. Wtedy informowały policję, że dzieci zakłócają im spokój, bo podczas gry, piłka odbija się o blaszaną wiatę.

Anna Ł. nagrywa i składa zawiadomienia na policję w sprawie innych wykroczeń, których mają dopuszczać się sąsiedzi. Filmuje ich także przez wizjer drzwi.

- Jak ja i moja rodzina przechodzimy koło drzwi tych pań, to mijamy je szerokim łukiem. Byłe tylko niczego nie dotknąć. Dla tej pani ruszona wycieraczka pod drzwiami jest oznaką naruszenia jej terytorium. Możliwe, że teraz też stoją pod drzwiami, nagrywają naszą rozmowę i trafi ona na policję – mówi Jacek Pieronkiewicz, mieszkaniec bloku.

Anna Ł. filmuje niemal wszystko. Według niej sąsiedzi celowo zaśmiecają klatkę schodową na jej piętrze. Chciała, by wykonano badania DNA pobierając próbkę z gumy do żucia rzuconej przy jej drzwiach. Nagrywa też samochody wjeżdżające na chodnik, z którego sąsiedzi według niej robią sobie autostradę. Kobiety filmują też sąsiadów na spacerach z psami.

- Te panie mnie nagrały jak wyszłam z psem bez smyczy i zgłosiły to. Mój pies jest chory i nie może chodzić na smyczy, bo się dusi. Mam na to odpowiednie zaświadczenia od weterynarza. Nie wiem, czemu mały chory pies jest powodem stałego konfliktu z tymi paniami – mówi jedna z sąsiadek.

Chcieliśmy porozmawiać z Teresą Ł. i jej córką. Dowiedzieć się, czy nie istnieje jakakolwiek szansa na zakończenie trwającego od pięciu lat ich konfliktu z sąsiadami. Nie udało się.

Co dalej?

Sąsiedzi wiele razy wyjaśniali na policji, że według nich Teresa Ł. i jej córka składają fałszywe doniesienia. W 2016 roku jedna ze spraw trafiła do sądu. Kobiety zostały oskarżone o złośliwe niepokojenie sąsiadów i zgłaszanie na policję informacji o zdarzeniach, które nie miały miejsca.

- Sąd uznał, że oskarżone dopuściły się zarzucanego czynu i wymierzył im karę w postaci nagany. Gdyby sąd wymierzył karę grzywny mogła by ona okazać się skuteczniejsza, ale pewności nie ma żadnej – mówi Dariusz Rams, prezes Sądu Rejonowego w Nowym Sączu.

Czy jest szansa na zakończenie tego wieloletniego sporu?

- Bardzo bym chciała, aby ten absurd się już skończył. To jest blokowisko, a nie dom prywatny gdzie możemy mieć ciszę i spokój. To są bloki i musimy tu żyć w zgodzie z sąsiadami, a dzieci tu nic złego naprawdę nie robią – kończy Małgorzata Kaleta.

podziel się: