Kobiety opuściły mieszkanie we Wrocławiu i zaginęły bez śladu w połowie marca. Na ostatnim opublikowanym w sieci filmie 40-latka twierdziła, że jedzie do youtubera Waldemara Dąbkowskiego.
- Nigdy do mnie nie dojechały, ani nawet nie zapowiadały, że przyjadą – zapewnia Waldemar Dąbkowski z Kanału „Pompa Ciepła i PV”. I dodaje: - Ta sprawa zaczyna mnie przerastać. Czuję się pomawiany, wszystko wygląda dziwnie.
Kobieta na nagraniu sugerowała, że ma powody by bać się pana Waldemara.
- Nie miała możliwości by się mnie bać. Nigdy nie rozmawialiśmy, nie widzieliśmy się. Jedyny kontakt, jaki mieliśmy, to był kontakt mailowy – zaznacza Dąbkowski.
Zaginione kobiety od grudnia zeszłego roku prowadziły w sieci sprzedaż pieców grzewczych. Według pań, miała to być nowa i bardzo tania technologia. Z przekazywanych przez nie informacji wynikało, że za jedyne 100 zł można było ogrzać cały dom. Oferowano urządzenia w cenie od 8 do 19 tys. zł. Ze swoją ofertą zgłosiły się właśnie do youtubera Waldemara Dąbkowskiego, aby ten promował ich produkty na swoim kanale.
Do współpracy nigdy nie doszło.
- To był świetny moment na start takiej sprzedaży. Nie było węgla, nie wiadomo było co z prądem. Zaczęły handlować tym urządzeniem w sieci. W opisie produktu napisano, że na sprzęt po zapłaceniu trzeba będzie czekać trzy miesiące. Te trzy miesiące mijały w marcu i wtedy zniknęły – mówi Dąbkowski.
„Nie były zainteresowane, żeby pokazać te urządzenia”
Pan Waldemar poprosił o jedno urządzenie do testów, jednak nigdy go nie dostał. Opis techniczny urządzenia budził od początku dużo wątpliwości.
- One nie były zainteresowane tym, żeby mi to urządzenie pokazać. Chodziło o to, żebym powiedział, że takie urządzenie istnieje i jest fantastyczne – przekonuje Dąbkowski.
Nasi reporterzy dotarli do małżeństwa z województwa dolnośląskiego, które zakupiło piec za 8 tys. zł. Zapłacili całą sumę, pieca jednak nie dostali. Na zawartej umowie widnieje adres, pod którym miała znajdować się firma zaginionych kobiet. Według danych z ewidencji gospodarczej, miały one tam prowadzić zakład kamieniarski oraz handel nagrobkami.
- Tu nigdy nie było żadnego szyldu. Ten zakład kamieniarski to fikcja – mówi człowiek, mieszkający obok podanego adresu.
W ciągu ostatniego pół roku zaginione kobiety zmieniły aż trzykrotnie miejsce mieszkania.
- Wysłała umowę, zrobiłem przelew. Wydawała mi się wiarygodna, rzetelna. Mijał czas, realizacji nie było. Myślę, że nie odzyskam tych pieniędzy – mówi Łukasz Makowski, który zapłacił kobietom za nagrobek.
- Odkładałam w miarę możliwości jakieś pieniądze, żeby postawić pomnik. I to się nie wydarzyło. Myślę, że oszukanych ludzi może być mnóstwo – dodaje Paulina Dyjakowska.
Według rzecznika policji, funkcjonariusze sprawdzają zabezpieczone monitoringi oraz przesłuchują świadków. Jaką rolę w zaginięciu odgrywają sygnały o biznesach prowadzonych przez matkę z córką?
- Nie wykluczamy żadnej z wersji. Najważniejsze jest na teraz odnalezienie tych kobiet – mówi Wojciech Jabłoński z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.
Zaginięcie zgłosił na policję były mąż kobiety. Rodzina zaginionych nie chce rozmawiać z mediami. Prosi jednak o podkreślenie, że czeka na zaginioną nastolatkę. Bez względu na wszystko, dziewczyna może się do nich zwrócić o pomoc.
- Życzę paniom, żeby się odnalazły i odpowiedziały za swoje czyny. Oczywiście mam nadzieję, że nic im się nie stanie. Każdy ma prawo się w życiu pogubić – kończy Waldemar Dąbkowski.
Policja prosi o wszelkie informacje, które mogą pomóc w znalezieniu kobiet.
Autor: Uwaga! TVN