- Wszyscy mnie tu znają, jestem jak zabytek miasta Krakowa – tak o mnie mówią – mówi Anna Dymna. – Przechodzę i widzę, jak z autokaru wysypują się turyści – pytają: czy możemy sobie zrobić z panią zdjęcie? Bo mamy już z Wawelem, z Sukiennicami, to jeszcze z panią sobie zrobimy.Anna Dymna na swoją popularność zapracowała rolami w teatrze – od początku zawsze to był Teatr Stary w Krakowie, w kinie, a od kilku lat także pracą społeczniczki, twórczyni fundacji "Mimo wszystko". Na scenie debiutowała jako młoda dziewczyna.- W Krakowie nic się nie ukryje, więc jak się pojawiła taka artystka, jak Ania, w Teatrze Starym od razu zrozumieliśmy, że to ktoś dla nas – mówi Andrzej Wajda. – Ania wyglądała pięknie, pełna młodości, czaru, uroku.Najpiękniejszą i obdarzoną największym wdziękiem aktorką tamtych lat szybko zainteresowało się kino. Na planie filmu "Pięć i pół bladego Józka" Henryka Kluby, który skądinąd zatrzymała cenzura, poznała Wiesława Dymnego, poetę, satyryka, scenarzystę. Dymny na planie filmu prowadził dość swobodne życie. Pierwsze spotkanie nie wróżyło nic dobrego. Dymny z aktorem Jerzym Cnotą razu pewnego bardzo hałasowali…- Nieśmiało poprosiła ich, żeby się uciszyli – opowiada Elżbieta Baniewicz, autorka książki o Annie Dymnej. – Oni wtargnęli do jej pokoju, Dymny zapytał: "Co ty, k…, chcesz! Może wódeczki się napijesz?". Ona uderzyła go w twarz, rozpłakała się, a potem spakowała się i wyjechała.Taki był początek wielkiej miłości. Wkrótce pobrali się. Ale małżeństwo trwało tylko siedem lat – Wiesław Dymny zmarł, Anna w wieku 27 lat została wdową.- Wracała do mieszkania i siedziała sama – mówi Elżbieta Baniewicz. – Zawsze przy włączonym radiu, telewizji, bo bała się być sama. Patrzyła z zazdrością, jak żyją inni ludzie. To trwało bardzo długo.Pociechą była praca w teatrze, gdzie – jak opowiada Jerzy Stuhr - młodą koleżankę wszyscy traktowali jak "ukochane dziecko". Grała u największych reżyserów – Swinarskiego, Jarockiego, Wajdy, Grzegorzewskiego. Była coraz popularniejsza dzięki rolom w filmach. I wtedy wydarzyła się kolejna tragedia. Jadąc na plan filmu "Węgierska rapsodia", została ciężko ranna w wypadku.- Straciłam pamięć, nie wiedziałam, co się dzieje, czułam tylko radość, że jestem – mówi Anna Dymna. – Pamięć wróciła, a ja zrozumiałam, że człowiek jest po to, żeby żyć, żeby cieszyć się każdą chwilą.Anna Dymna wróciła na plan filmowy, na scenę. Zagrała swoje najpopularniejsze role – m.in. Barbarę Radziwiłłównę i córkę profesora Wilczura. Po kilku latach urodziła dziecko. Zaczęła się zmieniać – także fizycznie. Z początku miała z tym kłopot.- Do 34 roku życia byłam chudziutka dziewczynka, a tu nagle baba – było mi wstyd – opowiada Anna Dymna. – Żaden kompleks, tylko wstyd, jakbym brudna przyszła. I nagle Kutz mówi – teraz masz cyce, masz dupę, jesteś baba. I jak ręką odjął, odeszło.Aktorka mówi, że po urodzeniu dziecka zagrała swoje najlepsze, najdojrzalsze role – w "Mistrzu i Małgorzacie", "Antygonie w Nowym Jorku", "Tylko strachu", "Palcu bożym". Powołała do życia Krakowski Salon Poezji, który co niedziela w Krakowie i często w innych miastach daje małe poetyckie spektakle. Ale wkrótce aktorstwo i uczenie przyszłych aktorów w krakowskiej PWST przestały jej wystarczać. O tym, czym miała zająć się w przyszłości, zadecydowała wizyta w ośrodku dla niepełnosprawnych w podkrakowskich Radwanowicach. Na warsztaty zaprosił ją tam ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski.- Weszłam na podwórko i zaczęli do mnie biec ludzie, dziwni ludzie – opowiada Anna Dymna. – Przewrócili mnie na ziemię, wyściskali, wycałowali. Każdy opowiadał mi swoją historię, mówili do mnie "mamo". Pomyślałam – Boże, jakie to szczęście, że moje dziecko jest zdrowe. Ale nie mogłam już o nich zapomnieć. Zaczęłam tu przyjeżdżać.Kiedy okazało się, że państwo nie będzie dotować warsztatów w Radwanowicach, Anna Dymna postanowiła założyć fundację. Fundacja "Mimo wszystko" z czasem rozszerzyła działalność – zajmuje się przede wszystkim pomocą osobom niepełnosprawnym w całym kraju. Pracowników i wolontariuszy Dymna traktuje jak najlepszych przyjaciół.- Gdy mam teraz taki kontakt z cierpieniem, to jeszcze bardziej pokochałam teatr – mówi Anna Dymna. – Scenę, cudowne miejsce, gdzie mogę kreować świat.