Wspomnienie o Januszu Głowackim

TVN UWAGA! 239047
Zdystansowany, ironiczny, nikt tak jak on nie portretował polskiej emigracji w Stanach Zjednoczonych. Był współautorem scenariusza filmu "Rejs". Jego sztuki wystawiano na Broadwayu. Janusz Głowacki zmarł tydzień temu. Dwa lata temu udzielił wywiadu naszej reporterce Monice Góralewskiej. Była to sentymentalna podróż po Charkowie, gdzie wystawiano jego najsłynniejszą sztukę. Rozmowa odbyła się w szczególnych okolicznościach, niedługo po wybuchu wojny na Ukrainie.

Sztuka jest wystawiana na całym świecie. Jednak nigdy premierze nie towarzyszyło takie napięcie jak w Doniecku. Policjanci strzegli teatru z powodu groźby zamachu bombowego ze strony separatystów.

– Sztuka, w której gram jest bardzo aktualna dla Ukrainy. Jakiś czas temu pomyślałem, żeby zabrać rodzinę, wsiąść do samochodu i wyjechać. A kiedy zacząłem pracować nad „Antygoną w Nowym Jorku” moje myślenie się zmieniło – mówi Siergiej Biereżko, aktor Teatru Narodowego w Charkowie.

Sztuka opowiada o bezdomnych emigrantach, także z Polski i Rosji, mieszkających w nowojorskim Central Parku.

– Janusza fascynowała ulica. Chodziliśmy podpatrzeć bezdomnym. Ci polscy go rozpoznawali, wiedzieli, że jest pisarzem. Często chcieli się z nimi napić, ale to było dość ryzykowne. Bo nie wiadomo było, co oni piją – wspomina malarz i grafik, Andrzej Dudziński.

Janusz Głowacki zaczynał karierę pisarską w czasach Gomułki. Jego pełne ironii opowiadania, obnażające rzeczywistość PRL, nie podobały się władzy.

- W pisaniu fajne było to, że był wróg. Miałem zabawne rozmowy z dyrektorem cenzury. Mówił: „Panie Januszu, najlepiej żeby cenzury w ogóle nie było, tylko czy ten naród dorósł do wolności? – wspomina Głowacki.

Z Markiem Piwowskim napisał scenariusz do kultowego filmu Rejs, który jest przewrotnym obrazem PRLu. Dziś pisarz wspomina, że podczas kolaudacji… nikt się nie śmiał.

– Myśmy z Markiem się śmiali. Tak na próbę, ale skoro nikt inny się nie roześmiał, to przestaliśmy – opowiada.

W Polsce odniósł sukces: pisał opowiadania, felietony i scenariusze min. „Polowanie na muchy", dla Andrzeja Wajdy. W grudniu 1981 roku wyjechał do Londynu na premierę swojej sztuki „Kopciuch". Po tym, jak w kraju wprowadzono stan wojenny, wyjechał do Stanów Zjednoczonych.

– Na początku mnie Nowy Jork szalenie podniecał – wspomina Głowacki.

Córka pisarza, Zuzanna Głowacka przyznaje, że początki były bardzo ciężkie. – Meble znajdowaliśmy na ulicy i przynosiliśmy do mieszkania. Było strasznie gorąco, a w domu nie mieliśmy klimatyzacji. Mama zabierała mnie, więc na cały dzień do muzeum, bo tam była klimatyzacja – wspomina córka pisarza.

Wkrótce w Stanach zrobiło się o Głowackim głośno. To jedna z największych karier Polaka na zachodzie. Jego dramaty wystawiano na Broadway'u, grały w nich gwiazdy, a New York Times uznał Antygonę w Nowym Jorku za jedną z najlepszych sztuk amerykańskich. Dziś Głowacki przyznaje: premiera sztuki to był moment przełomu.

- Jeśli chodzi o teatr, „NYT” wydaje wyroki ostateczne – podkreśla pisarz.

W ostatnich latach Głowacki coraz więcej czasu spędza w Polsce. Napisał między innymi scenariusz do filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei". Pisarz przyznaje, że różnili się z Andrzejem Wajdą jak pokazać głównego bohatera.

– Mówiłem Wajdzie, że on się powinien bać, na co Wajda: „Ale Lechu mówi, że on się nie boi” – wspomina Głowacki.

O Lechu Wałęsie mówi: „Wielki człowiek”. – Na Ukrainie wszyscy mówią: „Gdybyśmy mieli takiego Wałęsę..” – podkreśla.

Prywatnie od wielu lat pisarz związany jest z Oleną Leonenko, która wychowywała się w Kijowie, jednak 20 lat temu wyemigrowała i mieszka w Polsce. Gra w filmach i śpiewa rosyjskie romanse.

– Uwielbiam zdanie Janusza, że emigrant to ktoś kto stracił wszystko, poza akcentem. Byłam osobą publiczną i znaną, a do Polski przyjechałam i byłam bez grosza. Miałam tylko talent. W momencie, kiedy zaczęłam pracować z Januszem zrozumiałam, że jednak Polska to jest mój dom z jednej strony, z drugiej strony – moim domem jest Kijów – mówi Leonenko.

podziel się:

Pozostałe wiadomości