Jang Lin Nguen trafił do Polski przez zieloną granicę. Jak większość Wietnamczyków zaczynał od zera.– W Wietnamie mają agencje, które pomagają ludziom wyjechać turystycznie do Moskwy, Czech, na Litwę. A potem nielegalnie do innych krajów. Podróż do polski kosztuje 4 tys. dolarów. Na początku poznałem kilka osób, które opiekują się nami, mogą pożyczyć pieniądze, towar dać na kredyt w hurtowni – mówi Nguyen Lin, kupiec ze Stadionu Dziesięciolecia.Jednym z takich ludzi, na których pomoc mogą liczyć Wietnamczycy, jest Nguyen Van Tai, prezes stowarzyszenia Wietnamczyków w Polsce „Solidarność i Przyjaźń". Biznesmen pokazał reporterom UWAGI! serce wietnamskiego handlu w Polsce, centrum handlowe ASG w podwarszawskiej Wólce Kossowskiej. ---ramka 4541|prawo|---– To jest największe centrum handlowe wietnamskie w Polsce. Jest tu ponad 300 kiosków. W każdym z nich pracuje co najmniej jedna firma. Przyjeżdżają tu codziennie ludzie z całej Polski i nie tylko. Obroty sięgają milionów złotych dziennie. Gdy zniknie stadion dziesięciolecia, to będzie serce mniejszości wietnamskiej w Polsce – mówi Nguyen Van Tai.Van Tai razem z panem Humem są znani w diasporze przede wszystkim jako hurtownicy i importerzy tekstyliów. To oni sprowadzili sporą część towarów sprzedawanych na stoiskach wietnamskiego centrum handlowego ASG w podwarszawskiej Wólce Kossowskiej.Van Taj i Hum przyjechali do Polski w latach 60. na studia. Obaj są bliskimi współpracownikami właścicieli centrum handlowego ASG. To oni, stypendyści polskich uniwersytetów, tworzą dziś elitę wietnamskiej diaspory w Polsce. ---ramka 4542|lewo|---W Polsce mieszka dziś ok. 40 tys. Wietnamczyków. Około 10 tys. to uczniowie polskich szkół. - Te dzieci raczej bardzo szybko się asymilują, wchodzą w relacje klasowe, są lubiane przez nauczycieli. Dobrze się uczą, mają zawsze odrobione lekcje. Są to przede wszystkim śmiałe dzieci. Nazywamy je dziećmi wietnamskimi ze względu na pochodzenie, ale w wielu przypadkach można powiedzieć, że są to już dzieci polskie – powiedział Tomasz Ziewie, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 25 w Warszawie.Mali Wietnamczycy zazwyczaj lepiej niż dorośli radzą sobie również z językiem polskim. Córki Pana Vin Vu Kim, Monika i Ania, są uczennicami szóstej i czwartej klasy. Ojciec często asystuje im przy lekcjach, ale pomóc może tylko w przedmiotach ścisłych. ---ramka 4543|prawo|---– W domu staram się rozmawiać po wietnamsku, żeby uczyć ich mówić po swojemu. Ale gdy pomagam im w nauce, to po polsku. Moje dzieci dużo lepiej mówią po polsku. Mówią tak, jak Polacy – przyznajeVin Vu Kim,Biznesmen.Ojczystego języka dzieci mogą uczyć się natomiast w ekskluzywnej wietnamskiej restauracji Lili. Raz w tygodniu odbywają się tam wieczorowe zajęcia, na których dzieci poznają nie tylko ojczysty język ale także wietnamską historię, kulturę i obyczaje. Te zajęcia to pomysł Vann Thaja i Huma, którzy w obawie przed szybko postępującą polonizacją diaspory założyli stowarzyszenie „Solidarności i Przyjaźń”- Utworzyliśmy stowarzyszenie, którego celem jest pomoc rodakom. Żeby żyć normalnie trzeba mieć nie tylko pieniądze, ale również atmosferę. Chcemy wzbogacać życie nie tylko materialnie, ale również i duchowo. Wietnamczycy nie wymagają za dużo w swoim życiu. Wystarczy im jedzenie, miejsce do spania i już mogą pracować – wyjaśnia Nguyen Van Tai. ---ramka 4544|lewo|---Solidarność i Przyjaźń, by wzmocnić więzy diaspory, stara się jak najczęściej zbierać Wietnamczyków na wspólnych imprezach kulturalnych i sportowych. Ostatnio Van Tai i Hum zorganizowali w Warszawie wietnamską ligę piłkarską.