Ustabilizowany rockandrollowiec

Porównuje się go do Micka Jaggera, był ministrantem, sfałszował zaświadczenie, by przyspieszyć swój ślub, a na największym przeboju, jaki wykonywał, "Autobiografii", wychowuje się już trzecie pokolenie. Wokalista zespołu Perfect, Grzegorz Markowski.

Charyzmatyczny wokalista Perfectu urodził się 53 lata temu w Józefowie pod Warszawą. Tam też zaczęła się jego muzyczna kariera.- Straż pożarna w Józefowie miała salkę, kupiła sprzęt, robiliśmy tam próby – opowiada Grzegorz Markowski. – W zamian za to występowaliśmy na dancingach, studniówkach, balach maturalnych. Pamiętam, że na jednym z wesel chcieli nam "wpitolić", bo zagraliśmy "Hey Joe" Hendrixa, i panu młodemu nie za bardzo się to spodobało.Ale na początku niewiele zapowiadało, że Markowskiego czeka kariera rockandrollowca. W wieku 21 lat wyjechał do Warszawy, gdzie próbował tańczyć w Teatrze Roma. Po czterech latach trafił do grupy wokalnej Victoria Singers, która występowała w warszawskich restauracjach. Po jego odejściu grupa zmieniła nazwę na VOX.- Grzesiek w tych czasach kojarzył się z konfekcją rozrywkową lat 70. – mówi Bogdan Olewicz, autor tekstów piosenek Perfectu. – Pomyślałem, ile pracy trzeba, żeby z tego człowieka zrobić frontmana rockowej kapeli.Głos Markowskiego stał się znany w całej Polsce za sprawą sugestywnej wokalizy, która rozbrzmiewała w czołówce serialu "07 zgłoś się". Wpadł w ucho Zbigniewowi Hołdysowi, który pod koniec lat 70. zakładał rockowy zespół Perfect. Pierwsze kroki grupy nie wróżyły, że stanie się kiedyś supergrupą.- Pojechaliśmy do klubu studenckiego jako kompletnie nieznany zespół – mówi Grzegorz Markowski. – Przyszło chyba z sześciu studentów. Za bilety kupiliśmy 10 win, wypiliśmy je ze studentami i zagraliśmy.A potem przyszły wielkie przeboje, które uczyniły z Perfectu głos pokolenia. "Lokomotywa z ogłoszenia", "Nie płacz Ewka", "Chcemy być sobą", "Ale wkoło jest wesoło". I przede wszystkim "Autobiografia". Szczyt kariery zespołu przypadł na czas pierwszej Solidarności i stan wojenny. Piosenki Perfectu nieoczekiwanie dla samych muzyków nabrały wydźwięku politycznego.- Postrzegano nas jako zespół opozycyjny – mówi Grzegorz Markowski. – Na koncertach publiczność śpiewała zamiast "Chcemy być sobą" – "Chcemy bić ZOMO"!Zespół, w którym na pierwszym planie były dwie silne indywidualności – Markowski i Hołdys, nie miał pisanej przed sobą długiej kariery. W 1983 r. doszło do konfliktu między obu panami. Perfect się rozpadł.- To się zdarzyło, jak wracaliśmy z Berlina Zachodniego – opowiada Grzegorz Markowski. – Hołdys powiedział mi, że nie ćwiczę głosu, mam zły falset. Ja na to, że on nie ćwiczy czwartego palca i ogranicza mu to możliwości gry na gitarze. Tak go tym dotknąłem, że się rozstaliśmy.Cztery lata później zespół zagrał koncert na Stadionie Dziesięciolecia, na który przyszła rekordowa liczba ponad 40 tysięcy fanów. Hołdys nie zmienił jednak zdania. Markowski reaktywował więc Perfect bez założyciela.- Gdyby wymienić cały skład i zostawić tylko Grzegorza, nadal mógłby śpiewać swoje piosenki – mówi Piotr Metz, redaktor naczelny "Machiny". – To Grzegorz jest Perfectem.Lider grupy wiedzie dziś ustabilizowane życie u boku tej samej od 33 lat żony. Śmieje się, że taka wierność w świecie showbusinessu jest niemodna.- Moi rodzice trzymają się za ręce, przytulają, biorą psa do lasu i wracają, jakby byli na pierwszej randce – mówi Patrycja Markowska.Markowski nadal uważa się za rockandrollowca, choć tradycyjne jego wyobrażenie śmieszy go.- Wydaje się, że rockandrollowiec to taki, kto budzi się rano, wali chivas regal, ma kochankę na rogu, wzmacnia się przez żyłkę albo nosek – mówi Grzegorz Markowski. - Ale przecież każdy potrzebuje ciszy, harmonii, miłości. Teraz jest wybór.

podziel się:

Pozostałe wiadomości