Janusz Palikot studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a pracę magisterską na temat Immanuela Kanta obronił na Uniwersytecie Warszawskim. Nadal uważa się za ucznia filozofów, ale poświęcił się biznesowi. - Kiedy zaczynałem prowadzić działalność gospodarczą pod koniec lat 80-tych, to wciągałem namoknięte deszczem palety na ciężarówkę do pierwszej w nocy, bo nie stać mnie było na kierowcę – mówi Janusz Palikot. – Do 1995 r. przejechałem ponad dwa miliony kilometrów starymi samochodami, bo nie było mnie stać ani na kierowcę, ani na nowy samochód. Trud się opłacił i wkrótce samodzielny przedsiębiorca dorobił się wielkich pieniędzy. Pierwszy milion Janusz Palikot zarobił na tanich i popularnych winach Dorato i Cin-cin. W 2002 roku kupił lubelski Polmos, co przyniosło mu prawdziwą fortunę. Ekscentryczny milioner zgromadził majątek wart kilkadziesiąt milionów złotych. Trzy domy, osiem samochodów, samolot, osobisty kierowca, pilot i służba to, jak twierdzą osoby znające Palikota, żaden snobizm. - Myślę, że jednym z jego licznych paradoksów, jest to, że to jeden z bogatszych Polaków, ale z drugiej strony to człowiek, który ciężko pracuje, nie żyje jak milioner, który spędza życie na zabawach w obcych krajach – mówi Rita Gombrowicz, wdowa po Witoldzie Gombrowiczu. - To człowiek, który pracuje, a pieniądze używa na realizację swoich celów. Dla niego są one środkiem do uzyskania wolności. Palikot sporo pieniędzy wyłożył na obchody roku Gombrowicza, bo tego pisarza uważa za swojego intelektualnego nauczyciela. Jednak liczni adwersarze polityka Platformy Obywatelskiej uważają, że swoje umiejętności poświęca złej sprawie. - To inteligencja złego człowieka – mówi Tadeusz Cymański, poseł Prawa i Sprawiedliwości. – Swoje talenty, bo je ma, mógłby wykorzystywać w dobrych sprawach. A nie do obrażania, niszczenia kultury, szacunku. I niech tak cwany nie jest. Również dziennikarze o Palikocie, który skądinąd daje im dużo zajęć, wyrażają się z pewną dozą powściągliwości. - Im dłużej o tym człowieku myślę, to w głowie powstaje mi wizerunek znudzonego milionera, który dla zabawy postanowił zostać politykiem – mówi Tomasz Sekielski, dziennikarz TVN. Poseł z Lublina swoje budzące zastrzeżenia polityczne akcje tłumaczy jako dekonstrukcję polskiej polityki historycznej o XIX-wiecznym rodowodzie, albo – mówiąc prościej – spuszczanie powietrza z napompowanych polskich polityków. - Przez ten sposób uprawiania polityki wykluczyłem w zasadzie możliwość pełnienia najważniejszych funkcji w państwie – mówi Janusz Palikot. – Ale za to zdobyłem szczególną pozycję, która pozwala mi obnażać bufonadę dzisiejszej polityki. Stołka nie mam, ale uchowaj mnie przed tym Panie Boże. Stołek mogą w każdej chwili zabrać, a pozycji nie, bo sam na nią pracowałem. Janusz Palikot nie chce zdradzić, jakie prowokacje polityczne planuje w najbliższym czasie. Teraz przygotowuje się do narodzin swojej pierwszej córki, dla której wybrał imię Zosia.