Założyciel Breakoutu urodził się w Zgłobniu. Lata temu dziadkowie muzyka grali tu w orkiestrze wiejskiej na weselach. Jego brat Czesław przypuszcza, że to po nich Tadeusz Nalepa odziedziczył talent. Jego pierwszym instrumentem była harmonijka ustnej, potem zaczął grać na akordeonie i skrzypcach. Gdy przyszła moda na gitarę, zostawił te instrumenty na boku i poświęcił się tylko jej. Nie rozstawał się z gitarą na krok. - Jako kilkuletni chłopiec przychodził na zaplecze restauracji „Rzeszowskiej” znajdującej się przy rynku przy rynku. Grano tam muzykę na żywo. Z zaplecza godzinami słuchał muzyków – wspomina Tomasz Paulukiewicz, przyjaciel i biograf Tadeusza Nalepy. Drugą ważną w życiu muzyka restauracją była „Klubowa”. Można tam było i zjeść i zatańczyć. Tam zaczął grać dołączając do jednego z najsławniejszych w owym czasie zespołów na Podkarpaciu, założonym przez Romana Albrzykowskiego. - Tadeusz podkreślał zawsze, że to tu nauczył się zawodu muzyka – mówi Tomasz Paulukiewicz. Nalepa, grając w restauracjach zarabiał o wiele więcej, niż jego ojciec. Przynosił do domu dużo pieniędzy. Nie spełniał się jednak artystycznie. Pomyślał o założeniu własnego zespołu. Blackout zadebiutował „na poczcie”, w „Klubie Łącznościowca”. Formacja Nalepy szybko zaczęła podbijać Polskę. Mimo, że nie było to w owym czasie proste. - W latach 60-tych trzeba było się przebijać przez niechęć decydentów, którzy nie przepadali za muzyką młodzieżową – podkreśla Józef Skrzek, lider zespołu SBB i były członek zespołu Breakout. Przebić się udało. Do dziś uwielbiamy piosenki Tadeusza Nalepy. Stan Borys wspomina, że ich pisanie zabierało Nalepie zaledwie pięć minut. Nawet tych najbardziej dziś znanych hitów. Jeszcze grając w Rzeszowie założyciel Breakoutu związał się z Mirą Kubasińską. Po rekomendacji Nalepy, który pamiętał ją z któregoś z występów, została ściągnięta z Ostrowca, by zostać wokalistką w zespole Albrzykowskiego. Związek po pewnym czasie się rozpadł, lecz Tadeusz Nalepa zawsze pomagał swojej byłej partnerce. Także po jej śmierci zorganizował pogrzeb i wybudował pomnik. - Powiedział, że to nim wstrząsnęło, bo myślał zawsze, że jest niezniszczalna – mówi Tomasz Paulukiewicz. Drugą żonę, Grażynę, poznał w drugiej połowie lat 80-tych. Jak mówią przyjaciele, wniosła w jego życie dużo radości. Od pewnego czasu zaczęły się problemy z nerkami. Przeszczep się nie udał. Wdały się komplikacje. Ale, jak mówi brat, nie poddał się, znosił to bardzo dzielnie, chociaż od kilkudziesięciu lat chorował. Bardzo chciał żyć. - Ciągle myślałem, że nagramy jeszcze ze sobą jedną płytę. Niestety, nie udało się – mówi Bogdan Loebl.