Stuprocentowa kobieta o niebiańskim głosie

Przed laty największa gwiazda polskiej piosenki. Jako jedna z pierwszych polskich piosenkarek koncertowała na Zachodzie. Przez całe życie mieszka w tej samej kamienicy w Bielsku Białej. Zawsze u boku tego samego mężczyzny. Jej syn mówi: - Miło być synem takiej matki.

Maria Koterbska – przed laty błyszczała jako wielka gwiazda polskiej estrady. Jej charakterystyczny, łagodny, melodyjny i obdarzony nienaganną dykcją głos rozbrzmiewał ze scen, na falach eteru i dochodził z ekranów telewizorów. Niektóre z jej piosenek stały się klasykami – ”Parasolki”, ”Karuzela”, ”Serduszko puka w rytmie cha cha”, ”Augustowskie noce”. Karierę zaczęła przez przypadek. W 1949 roku jako studentka farmacji wzięła udział w koncercie na rzecz odbudowy Warszawy. Choć nie miała wykształcenia muzycznego, jej głos i interpretacja natychmiast podbiły serca publiczności. Zaczęła się wielka kariera, choć połączona z niedogodnościami. Piosenkarka nie chciała się bowiem przeprowadzić z rodzinnego Bielska Białej do Warszawy. - Musiałam jeździć do Katowic, tam przesiadka, w mieście, gdzie miał być koncert, bywałam często wcześnie rano, a hotel otwarty dopiero od dwunastej – mówi Maria Koterbska. – Zastanawiam się czasem, skąd u mnie tyle pogody ducha. Chyba dlatego, że mam obok siebie takiego chłopa. Z Janem Franklem Maria Koterbska poznała się podczas wojny. Mąż pani Marii zapamiętał datę i miejsce pierwszego spotkania – 18 października 1943 r. przed pocztą w Bielsku. Połączyła ich wielka, trwająca do dziś miłość. Choć wystawiana na próbę częstych rozstań. - Gdy wyjeżdżała, a ja zostawałem sam – jedni koledzy mówili – jakiś ty biedny, żonaty, a bez żony, a drudzy – ale ty masz dobrze, możesz robić, co chcesz, nikt ci w domu nie zrobi awantury – mówi Jan Frankl. Piosenki Koterbskiej w pierwszej połowie lat 50-ych działały jak osłoda dla uszu steranych wszechobecną heroiczną pieśnią ku czci bohaterów pracy socjalistycznej, bratniego narodu radzieckiego i wielkiego przywódcy światowego proletariatu towarzysza Stalina. Niczym się nie przejmując z amerykańska swingowała, śpiewając o pięknie codziennego życia zwykłych ludzi. - Nikogo nie naśladowała, była potoczna, zwykła – mówi Gustaw Holoubek. - Polegało to nie tylko na braku pozy, ale przede wszystkim na sposobie interpretowania tekstu. To, co śpiewała, miało sens. Była lubiana nie tylko ze względu na głos, ale i aparycję. Dostawała setki listów od wielbicieli, którzy wprost wyznawali jej swoje uwielbienie. Oczywiście, jej mąż o wszystkich listach wiedział i nie był ani trochę zazdrosny. - Zanim poznałem Marysię osobiście, znałem ją jako radiosłuchacz – mówi Jacek Fedorowicz. – Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, byłem zaskoczony, jak bardzo jej osoba nie pasuje do jej głosu. Głos sugerował drobnego kurczaczka, a Marysia okazała się bujną, stuprocentową kobietą, szalenie dynamiczną. W szczytowym momencie kariery Maria Koterbska, ku zdumieniu części swoich znajomych, zdecydowała się na dziecko. Urodziła syna, który po latach poszedł w ślady matki. Roman Frankl ukończył szkołę teatralną, zaczął śpiewać – solo i w duecie z matką. W latach 80-tych wyjechał do Wiednia, gdzie kontynuował swoją karierę. Ma żonę i dwóch synów. - Moja mama ma wspaniałe usposobienie – zawsze w świetnym humorze, nigdy nie jest zmęczona, nigdy niczego nie udaje, zawsze jest sobą – mówi Roman Frankl. – Miło być synem takiej matki. Pani Maria i jej mąż, chociaż są już dawno na emeryturze, wciąż narzekają na brak czasu. Nadal mają wiele planów na przyszłość, bo w ich życiu nie ma miejsca na nudę. Pani Maria mówi ”oby do wiosny” i ”żeby zdrowie dopisywało”. Pozostaje tylko im tego życzyć.

podziel się:

Pozostałe wiadomości