Ponad dekadę temu Stanisław Karpiel-Bułecka porzucił góry i przeniósł się do Warszawy. W stolicy zamieszkał z partnerką Anną, z którą ma syna Staszka.
Góral
Na emigracji Karpiel-Bułecka nie przestał czuć się góralem. Bo jak mówi: genów nie oszukasz.
- Góral jak już widzi góry z oddali, a jak jest dobry widok to widać je już z Krakowa, to już wie, że jest bliżej jak dalej u siebie, w domu – mówi.
- Potrafiłem wyjechać z Warszawy ze znajomymi o godz. 4 rano, a o 8 byliśmy już w Kuźnicach, wybiegaliśmy na Kasprowy na skitourach i wsiadaliśmy w auto i wracaliśmy do Warszawy. Dla górali nie ma rzeczy niemożliwych, tylko na cuda trzeba poczekać – śmieje się Karpiel-Bułecka.
Pandemia spowodowała, że rodzina przeniosła się do Zakopanego.
- Dużo szybciej niż mieliśmy to w planach. Stało się to w marcu, a miało być we wrześniu. Pomogło mi to w wykończeniu pensjonatu. Pod względem artystycznym jest ciężko. Nie możemy grać i jeździć. Ale jak mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dom skończony, rodzina może już w nim siedzieć i ogromnie mnie to cieszy – podkreśla.
W stolicy Karpiel-Bułecka spędził 11 lat.
- Lubię Warszawę i lubię tam być. Mam to po mojej świętej pamięci babci Zofii. Ona miała pieprz w tyłku i zawsze musiała gdzieś wyjść. Ale docelowym miejscem było Zakopane. Na szczęście mamy duży dom i możemy całą rodzinę Ani do niego przywieźć.
Narty, muzyka i… pensjonat
Dla młodego Stanisława Karpiela-Bułecki najważniejszy był sport. Przygodę z narciarstwem rozpoczął mając pięć lat. Potem przyszło zawodowstwo. Kiedy osiągał mistrzowskie tytuły we freestylu, nieoczekiwanie pojawiła się w jego życiu muzyka i jej ostatecznie się poświęcił. Ze skrzypkiem z zespołu Krywań i didżejem z Krakowa, założył zespół Future Folk. Zjechali razem Polskę, Europę i Stany Zjednoczone.
Ale myśl o powrocie do Zakopanego go nie opuszczała. W miejscu gazdówki dziadka, w której się wychowywał, powstał pensjonat.
- Oni [Stanisław z braćmi – red.] wychowali się na gospodarstwie. Potrafili pojeść z kurami z korytka zapleśniały chleb i nic im nie było. Chodzili po dachach. Niektórzy mówili: „Boże, tych Karpielów to ulica chowa”. Nie ulica tylko obora, czyli podwórze, to było normalne życie, jak w każdej góralskiej rodzinie – wspomina Jan Karpiel-Bułecka, ojciec Stanisława.
Projekt nowoczesnego, góralskiego pensjonatu Stanisław tworzył przez lata ze swoim najstarszym bratem - kiedyś wspinaczem i narciarzem - teraz znanym zakopiańskim architektem.
- Stanisław jest bardzo ciężkim człowiekiem, jest zodiakalnym baranem, czyli jest uparty – mówi o bracie Jan Karpiel-Bułecka. I dodaje: - Nakrzyczymy na siebie, powiemy swoje i za chwilę jest sztama, i jest dobrze. Ścierają się temperamenty. Dla osób trzecich, to, jak czasem rozmawiamy, mogłoby wyglądać spektakularnie. Ale rzadko się kłócimy, jeżeli już, to o rzeczy ważne. Bardzo się kochamy.
Dziś Stanisław wyczekuje końca pandemii.
- Marzy mi się, żeby wróciło wszystko, to, co było. Jak się robi to, co się kocha i nagle jest to obcięte i nie można tego robić, to nie jest fajnie i czasami, przyznam szczerze, załamywaliśmy się. Ale to nie tylko my tak mamy, wszyscy mają źle i wierzymy mocno, że kiedyś wróci to, co było, obyśmy tego dożyli. Tego sobie i wszystkim życzę, z całego góralskiego serca – kwituje.