Kiedy pytamy sąsiadów, jak dojechać do „Genowefy Pigwy”, ci – niczym nie zaskoczeni – objaśniają drogę. Na miejscu wita nas, z resztą, właśnie… Pigwa. – Gość w dom, Bóg… wie po co. Serdecznie zapraszam! – mówi Opałko, ubrany w niezapomniany strój. Po chwili jednak go zdejmuje. – Teraz jestem już sobą. Strój trzeba szanować. Zapracował na siebie i wielu, wielu ludzi – mówi Bronisław Opałko, o którym dobry przyjaciel, Jerzy Baranowski, mówi: - To jest taki człowiek, u którego granica między fantazją a rzeczywistością, nie jest wyraźna. Rozmywa się. To jest pozytywnie zakręcona osoba.
Bronisław Opałko – kompozytor, autor tekstów, a przede wszystkim satyryk - ma 63 lata. Współtworzył kabarety „Pod Postacią”, „Zespół Adwokacki Dyskrecja”, założył „Orkiestrę do Użytku Wewnętrznego” i kabaret „Pigwa Show”. Zasłynął w latach 70 –tych, tworząc legendarną postać Genowefy Pigwy. - Doskonale pamiętam, jak powstała Genowefa. To było w Rzeszowie. Ja w zanadrzu miałam wtedy parodię babki ludowej, która pamiętałem z dzieciństwa. Babki, która przynosiła jaja, sery, masło w „spadochronie” na plecach i opowiadała różne rzeczy. Np. jak ją wampir gonił po lesie - opowiada Opałko. Genowefa Pigwa była gwiazdą PRL-u. Na topie pozostawała przez ponad 20 lat. Postawiła na folklor i lokalny patriotyzm. Podbijała wielkie hale i kameralne sale w Europie, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii. Igrała z cenzurą i poruszała tematy tabu. Pomagała kolegom, którzy nie mieli z czego żyć. Potrafiła dzielić się sławą: przez kabaret przewinęło się ponad pięćdziesięciu wykonawców. Dziś artysta występuje z żoną i przyjacielem, z którym pracuje od 40 lat. – Kiedy się denerwuje, jest cholerykiem. On ma bardzo dobry słuch. Usłyszy jakiś błąd i od razu mówi: „Co tam, Jaśku zagrałeś? Co to za dźwięk?” I już opiernicz – mówi przyjaciel i sceniczny partner Opałki, Jan Kozłowski. Kiedyś grali razem nawet pięć koncertów dziennie! - Jak się grało ten czwarty, to trzeba było łyczka napić się, bo organizm już nie wytrzymywał fizycznie. Jak delikatnie, czuwając nad sprawą, wypiło się np. drinka, to wchodząc na scenę dostawało się kopa – opowiada Kozłowski.
Dziś pracy jest znacznie mniej. Od 10 lat Opałko komentuje, z przymrużeniem oka, aktualne wydarzenia w Radiu Kielce. Zniknął z telewizji. Rzadziej występuje. Ostatnio znów zrobiło się o nim głośno, ale takiego rozgłosu satyryk na pewno sobie nie życzył. Oto policja znalazła u niego marihuanę. Opałko chciał dobrowolnie poddać się karze, ale prokuratura odmówiła. - Matko jedyna, jakie pole marihuany? Toż to doniczki cztery kwiecia lawendy, a ziołolecznictwem, panienko kochana, zajmuję się od dawna! – komentuje sprawę w stroju Pigwy. Ale już po chwili, na poważnie, mówi otwarcie o swojej przeszłości. O chorobie alkoholowej. – Z tego diabelnie ciężko jest wyjść. Najgorszy jest moment odstawienia. Mnie pomogła „lawenda”, czyli marihuana. Zdarza mi się czasem zapalić – przyznaje. Kiedy dziennikarka zauważa, że może teraz trafić za to do więzienia, odpowiada spokojnie: - To będę siedział.
Znajomi i przyjaciele artysty wspierają go i bronią. - Spędziłem długie godziny w domu Bronka. O 3 – 4 nad ranem nieraz sobie zapalił, kiedy ja popijałem np. winko. Wiem, ile go kosztowało wyjście z tego (z nałogu alkoholowego). A, to co robi z tym państwo, to temat na osobną debatę - mówi poeta i satyryk, Andrzej Pacuła. Za posiadanie marihuany, Opałce grozi do 3 lat więzienia.
Ta sprawa rzuca się cieniem na zaplanowany na grudzień benefis satyryka, który obchodzi w tym toku 40-lecie pracy twórczej. Opałko komponuje od zawsze. Stworzył blisko 200 utworów. - Patrzy się na niego przez pryzmat Pigwy, ale treścią jego działalnością jest to, co on robi przy fortepianie. Potrafi wytworzyć atmosferę dużego koncertu. Grać tak, jakby o słuchało 50 tys. ludzi – mówi Tomasz Joseph Bracichowicz, muzyk zespołu „Mafia”. Kiedy pytamy Opałki, co jest bliższe jego sercu: muzyka czy kabaret, ten odpowiada, bez namysłu: - Muzyka! Ale gdzieś ją trzeba uzewnętrznić. Kabaret mi w tym pomaga. Broń Boże, żebym pisał muzykę do szuflady, albo dla zabawy – mówi Opałko, który od czterech lat mieszka sam, w rodzinnym domu pod Kielcami. Żona z córką wyjechały do stolicy. Córka zaczyna właśnie studia. – Dziecko czasem przyjeżdża, rodzina z Warszawy też czasem mnie odwiedza. I tyle – mówi. Z żoną nie są w separacji. – Jej Warszawa bardziej pasuje. Ona lubi jeździć metrem, a ja nie lubię. Żona jest tam, a ja tu. Tak to, na dziś, wygląda, że się to trochę wszystko skomplikowało – dodaje Opałko, który jednak nie żyje samotnie. Towarzyszy mu wierny pies.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.