- Dziwne, że nikt tego nie widział – mówi Dorota Pomorska z Komendy Powiatowej Policji w Puławach. – O takim zdarzeniu ludzie raczej informują. Jeżeli ktoś by widział matkę z dzieckiem na moście, to byłby jakiś sygnał. Matka mówiła, że skacząc trzymała dziecko przed sobą.Joanna K. miała wyjść z dzieckiem z domu jeszcze przed świtem. W tym czasie jej mąż spał ze starszym synkiem w drugim pokoju i niczego nie zauważył. Wstała z łóżka, ubrała dziecko i przyjechała samochodem do Puław. Wzięła dziecko w nosidełku i wyszła na most.Prąd rzeki porwał dziecko, a matkę wyrzucił kilkanaście metrów dalej, na brzeg. Zaraz po wyjściu z wody kobieta poszła na policję i opowiedziała o wszystkim dyżurnemu.- Była zdenerwowana, roztrzęsiona, przemoczona, w szoku. Nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie dlaczego to zrobiła – mówi Dorota Pomorska.Do akcji natychmiast wkroczyli strażacy. Kilkanaście godzin trwały poszukiwania noworodka.- Mimo długich poszukiwań nie udało się nam odnaleźć zwłok dziecka – mówi kpt. Piotr Mańka, z Komendy Powiatowej PSP w Puławach.Joanna pięć dni wcześniej urodziła w szpitalu w Lublinie zdrowego synka. Przez cały czas był obecny przy kobiecie jej mąż. Poród odbył się bez komplikacji. Kobieta urodziła dziecko siłami natury. Objęta była opieką nie tylko medyczną, ale również psychologiczną. Pracownicy oddziału twierdzą, że Joanna K. była spokojną i sympatyczną pacjentką, nie sprawiała żadnych problemów.- Jesteśmy w szoku. Nigdy nie wypisujemy do domu pacjentek, co do stanu zdrowia których mamy jakiekolwiek wątpliwości – mówi dr n. med. Jacek Bartosiewicz z Kliniki Położnictwa w Lublinie. – Decyzja o wypisie to nie jednoosobowa decyzja. Podejmuje ją minimum trzech specjalistów: położnika, neonatologa i psychologa.Joanna K. pięć lat temu wyszła za mąż. Po roku na świat przyszedł ich pierwszy synek, Maciuś. Gdy kobieta zaszła w ciążę z drugim dzieckiem, od pierwszych miesięcy ciąży przygotowywała się do porodu. Uczęszczała do szkoły rodzenia i regularnie odwiedzała lekarza. Rodzina twierdzi, że państwo K. byli szczęśliwym małżeństwem, niczego im nie brakowało.Joanna pokochała Roberta na studiach ogrodniczych. Połączyło ich uczucie i wspólna pasja do kwiatów. Oboje pracują w wymarzonym zawodzie. Joanna K. projektuje ogrody w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Przyjaciółka, z którą studiowała i pracowała jest wstrząśnięta tym, co się stało.- Znam Asię bardzo dobrze. Zawsze była dla mnie oazą spokoju. Zawsze mówiła, ze nie wolno podchodzić do wielu spraw impulsywnie. Była jedną z najlepszych studentek, zawsze miała stypendium. Zawsze też była blisko z dzieckiem, nie podrzucała go nawet rodzicom. Maciek był dla niej najważniejszą rzeczą w życiu. Chcieli tej rodziny, pracowali na nią – mówi.Joannę i Roberta znają we wsi wszyscy. Są tu lubiani i szanowani. Kobieta przyjaźni się z sąsiadami. Wszyscy mają o niej jak najlepsze zdanie. Opowiadają o tym ,jak walczyła o to, by urodzić.Co tak naprawdę zaszło tej feralnej nocy ma wyjaśnić dochodzenie. W tej chwili najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że kobieta cierpiała na psychozę poporodową. Na to psychiczne schorzenie nierzadko zapadają kobiety w czasie połogu, który trwa do sześciu tygodni po rozwiązaniu.- Liczymy się z tym, że mogą wystąpić tego typu problemy. Połóg trwa sześć tygodni. Mogły tu nastąpić różne sytuacje z nim związane, bądź związane z czym innym – mówi dr Jacek Bartosiewicz. – Nie jesteśmy w stanie przewidzieć co u której pacjentki wystąpi.Matki w psychozie często mają myśli samobójcze i mogą próbować targnąć się na życie swoje i dziecka. Wymagają leczenia psychiatrycznego.- Możemy tylko uczulać na pierwsze objawy, które występują. Obniżony nastrój, drażliwość, smutek, przemęczenie – mówi Aneta Libera, psycholog. - Czasem musimy „matkować matce” w czasie połogu. Trzeba ją odciążać, postawić ją w centrum zainteresowania. Według wzorców z Indii.