Pierwsze spotkanie przyszłych Sistars nastąpiło w szkole muzycznej przy Bednarskiej w Warszawie. Dwie młode dziewczyny i czterech chłopaków z wydziału jazzu połączyło marzenie o tym, by stworzyć polski zespół grający "czarną" muzykę na niepolskim, czyli światowym, poziomie. Bardzo szybko im się to udało. Już pierwsza płyta, nagrana w 2003 r. w studio najpopularniejszego wtedy w Polsce rapera Tede "Siła sióstr" stała się sensacją.- Oni nigdy nie grali hiphopowej muzyki, ale w tym czasie był boom hiphopowy i to był jedyny kanał wypromowania tego, co grali – soulu, r’n’b – mówi Tede. – I to im otworzyło drogę.Zanim to nastąpiło, Natalia i Paulina Przybysz, próbowały rozpocząć karierę w Idolu. Wybrano tylko Natalię. Zrezygnowała z udziału w programie, bo nie chciała śpiewać bez siostry. Z muzyką żyły od dziecka. Ich rodzice prowadzili i dotąd prowadzą chór gospel i co piątek spotykają się z przyjaciółmi, by razem śpiewać. Natalia i Paulina w dzieciństwie uczyły się gry na wiolonczeli i startowały we wszystkich konkursach dla młodych wokalistek.- W domu zawsze, gdy przychodzili goście, musiałyśmy przed nimi występować – mówi Paulina Przybysz. – Zdarzało się, że rodzice wyjmowali nas z łóżek i musiałyśmy wyskakiwać w piżamkach, co po pewnym czasie stało się naszym przekleństwem.Po sukcesie "Siły sióstr" nastąpiło rozstanie z wytwórnią Wielkie Joł, jak to najczęściej bywa w branży – z przyczyn finansowych. Następna płyta "EP" przyniosła kolejne wielkie przeboje i rosnącą popularność wśród słuchaczy i uznanie krytyki.- W czasie, gdy nic specjalnego nie działo się w polskiej muzyce, pojawiły się dwie dziewczyny, wyraziste, ładne, potrafiące śpiewać – mówi Paweł Kostrzewa, dziennikarz muzyczny. – Wszystkie stacje grały ich piosenki, cała Polska słuchała Sistars.Sistars to, jak podkreślają siostry Przybysz, żaden duet z towarzyszącymi im muzykami, ale cały, sześcioosobowy zespół. Choć męska część zespołu ma z uznaniem tego pewne trudności. Bynajmniej za sprawą sióstr, ale publiczności.- Zawsze jest tak, że jest Grzegorz Markowski i Perfect, Grzegorz Wydra i Carpe Diem – mówi Marek Piotrowski, klawiszowiec Sistars. – U nas jest jeszcze gorzej. Nas chłopaków traktuje się bezimiennie.Sistars wydali już trzy płyty, każda z nich odniosła na polskim rynku olbrzymi sukces. Teraz chcą postawić na promocję swojej twórczości zagranicą, ale zaczynają też myśleć o solowych projektach.- Przy pierwszej płycie bardzo ciężko się pracowało, nie znaliśmy się – mówi Paulina Przybysz. – Przy drugiej byliśmy już trochę nauczeni, było więcej luzu. Teraz są jeszcze trudniejsze chwile, bo nasze jednostkowe priorytety się wydostają. Co będzie dalej, kto to wie?