„Pozytywna energia, uśmiech i charakter”. Kulisy Sławy Patrycji Markowskiej

TVN UWAGA! 350091
Zagrała setki koncertów, wydała dziewięć albumów studyjnych i dwa koncertowe. Nie ustaje w twórczym pędzie. W Kulisach Sławy Patrycja Markowska.

Nie łatwo opisać jej drogę na scenę. Wiadomo, że zaczęła się ona w wieku trzech lat. W liceum był pierwszy zespół, koncerty, potem płyty, nagrody i splendor. Do wszystkiego doszła sama.

- Nauczyła się tego fachu, ja jej nigdy nie pomagałem. Nigdy, mając rzeszę przyjaciół w radiach, czy telewizji, nie poprosiłem nikogo o nic – zapewnia Grzegorz Markowski.

- Nie potrafię rozpychać się łokciami. Nie potrafię wskakiwać oknem, jak wywalają mnie drzwiami. Miałam kilka bardzo trudnych momentów w tej pracy. To jest przedziwne, że wytrzymałam tyle w tym zawodzie – mówi dziś Patrycja.

Mimo to ojciec przyklaskuje wyborowi córki.

- Wybrała sobie jakąś drogę. Wyboistą. Wybrukowaną kocimi łbami, ale taką, gdzie dzieją się rzeczy bardzo kolorowe – uważa Grzegorz Markowski.

- Miałam taki moment, kiedy ludzie trochę podcinali mi skrzydła. Dawałam sobie je podcinać, uwierzyłam w to, że jestem niewystarczająca. I to bardzo bolało. I to chyba była najtrudniejsza lekcja w tej pracy. Że jak jest sukces, to ma wielu ojców, a jak porażka, to ma jedną matkę i ja byłam wtedy tą matką – mówi Patrycja. I dodaje: - Dla takiego dziecka z Józefowa, co było chowane w hipisowskim domu z otwartym sercem na ludzi, to dosyć trudna lekcja. Lekcja, że trzeba stawiać ludziom granice. Że trzeba im się przyglądać, zanim się ich przytuli. Nie umiałam tego. A teraz się tego uczę.

Zespół

Zawirowania w zawodowym życiu i zmiana składu zespołu na chwilę odebrały jej energię.

Szybko jednak podniosła się i nie ustaje w twórczym pędzie. Stawia nowe wyzwania, cele, nie tylko sobie, ale i całemu zespołowi.

- Chyba najbardziej lubię ją za pozytywną energię, za uśmiech, który ma cały czas na twarzy. Za jakąś taką radochę – mówi gitarzysta Maciej Mąka.

- Patrycja jest walnięta w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jest kochana. Czasami jest też upierdliwa, bo ma charakter, dlatego jest liderką tak zwanego cyrku muzycznego – śmieje się muzyk Maciej Wasio.

- Nie widzę różnicy między Patrycją prywatnie, a Patrycją w pracy – dodaje perkusista Radek Owczarz.

- Zawsze czuję się trochę odpowiedzialna za zespół i nawet jak jestem zmęczona, czy mam kobiece dni, to coś mi mówi, że muszę być silna, muszę być w dobrej formie. To wprowadza rodzaj dyscypliny – przyznaje Markowska.

Patrycja uwielbia koncerty, scena to jej żywioł. Lubi eksperymentować, śpiewać nie tylko solo, ale także z innymi.

- Kocham występować z tatą. Dozujemy sobie to, bo gdyby tak było na co dzień, to myślę, że straciłoby to urok i siłę. Dopiero po 20 latach mojej pracy nagraliśmy wspólną płytę – mówi artystka.

- Mamy taki kącik w Hiszpanii, gdzie spędzamy trochę czasu. I któregoś razu dała mi piwo, fajki, kawę i kazała kupić gitarę. Siedzieliśmy na tarasie i wyszło z tego parę fajnych piosenek – przyznaje Grzegorz Markowski.

Ojciec

- Myślę, że Patrycja odziedziczyła po mnie niecierpliwość, szybkość działania i decyzji. Całe spektrum spraw, które musi załatwić i nie odpuszcza niczego. Organizuje życie innym naokoło i wszystko musi być spełnione, ale na 5, a nie 3-. Nie ma wokół niej chaosu – mówi Grzegorz Markowski.

- A po mamie mam całą kobiecość. Jesteśmy z mamą totalnymi flirciarami. Flirtujemy bezbrzeżnie – śmieje się Patrycja.

- Zacząłem się przyzwyczajać, że są to tylko flirciki i też staram się flirtować – odbija partner Patrycji, Jacek Kopczyński.

- Dla mnie flirt to podstawa, żeby czas upływał w mniej bolesny sposób. Taka chemia między ludźmi, bliskość daje mi wiatr w żagle – wyjaśnia Patrycja.

Artystka zaprosiła Uwagę! do domu.

- I chyba jesteście pierwszą ekipą, jaką do nas wpuściliśmy. Tak, jak mówią Anglicy, „My home is my castle”, my tego bardzo przestrzegamy – mówi Jacek Kopczyński.

- Mam w tym zawodzie tak dużo adrenaliny, tak dużo ludzi i bodźców, że rzeczywiście dom jest azylem. Chciałam też mojemu synowi stworzyć przewidywalny dom – mówi Patrycja.

- Jest cudowną mamą, trochę nadopiekuńczą. Najchętniej schowałaby tego chłopca z powrotem w siebie i tam byłby najbezpieczniejszy. Ale chłopiec ma już 175 cm wzrostu, więc trudno go upchnąć. Ale mają fajny kontakt ze sobą - mówi Kopczyński.

- Staram się go nie osaczać, ale jednocześnie bardzo zależy mi na Filipie. I bardzo mi zależy, żeby był mądry, żeby szanował ludzi i siebie – mówi Markowska.

podziel się:

Pozostałe wiadomości