Oto dalsza część wywiadu naszej reporterki Doroty Pawlak, z Violettą Villas: D.P. - Kogo zalicza Pani do grona swoich przyjaciół i kto Panią wspierał w trudnych chwilach życia? V.V. – Ja nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół. Może jedną, dwie osoby. Pani Ela jest teraz moim przyjacielem. A nie mam podpory w rodzinie. - Co z prawdziwą miłością? Każda kobieta chciałaby być kochaną. - Ja idąc w tłumie rozpoznam prawdziwą miłość. - A Jak radził Pani sobie z rzeszą adoratorów, którzy Panią otaczali? - Owszem, otaczali. Każda kobieta lubi się podobać, ale nie korzystałam z tego. Np. wpadałam w oko jednemu bogatemu panu z Nowego Jorku. Zrobili zakład z kapitanem sali, że mnie zdobędzie. Kapitan powiedział mu, że ja nie jestem na sprzedaż. Codziennie na moim stole pojawiały się fioletowe róże. Bardzo się dziwiłam, bo nie wiedziałam, od kogo. Dostałam też przepiękne suknie i nie wiedziałam, od kogo. Któregoś dnia przyjechał boy i postawił przed moimi drzwiami jaguara. Za wycieraczką była karteczka, ze to moja własność. Nie przyjęłam tego prezentu, bo wiedziałam, ze tak drogie prezenty zobowiązują. Następnego dnia dowiedziałam się, ze kapitan Sali wygrał futro z norek dla żony, bo wygrał zakład. - Czy żałuje Pani powrotu do Polski? - Moja mama była bardzo ciężko chora, umierała. Siostra dała mi znak, żebym przyjechała się pożegnać. W tym czasie miałam podpisać kontrakt z Paramount Pictures na 10 lat. Miałam grać pierwsze role w serialach. Moje serce chce jechać do matki, a rozum, co innego. Wybrałam matkę. - Niektórzy mówią, że Pani zmarnowała talent. Jak Pani myśli, dlaczego ci ludzie tak mówią? - A jak Pani myśli, kto? Kontrwywiad i służby specjalne. Jak wróciłam do Polski i miałam recital w Sali Kongresowej. I wtedy ktoś mi powiedział: Violetko, ty nie pasujesz do Polski, bo jesteś kwiatem przypiętym do klapy. Nie podobało im się, ze jeżdżę w białych norkach i mercedesem.Przypomnij sobie pierwszą część wywiadu.