Joanna Jabłczyńska jest dziś kreowana na nowy symbol seksu. Ona sama wcale się nim nie czuje. Swoje miano zawdzięcza elektryzującym widzów występom w "Tańcu z gwiazdami". Ale jej występy zaczęły się już w dzieciństwie, gdy miała sześć lat.- Byłam okropną siostrą – mówi Joanna Jabłczyńska. – Moja starsza siostra nie mogła znieść mojego piskliwego głosu, który się wszędzie roznosił po domu, biegania, tańczenia, śpiewania, recytowania. Gdy tylko dowiedziała się, że jest casting do jakiegoś zespołu dziecięcego, ubłagała rodziców, żeby mnie tam zapisali i żebym się tam wyżyła artystycznie.Po Fasolkach były programy telewizyjne – "Tik-Tak" i "Teleranek". Zapamiętano ją tam jako wulkan energii i wykonawczynię niezmordowaną.- Aśka była nie do zdarcia – mówi Krzysztof Marzec, współautor "Tik – Taka". – Potrafiła kilkanaście dubli przeżyć, zamęczała nas swą energią.Joanna z programów dziecięcych od razu prawie automatycznie wskoczyła do seriali i filmu. Stała się rozpoznawalna i zaczęła się intensywnie pojawiać w mediach. Dwa lata temu zadebiutowała na dużym ekranie – wcieliła się w rolę córki głównej bohaterki "Nigdy w życiu". Ale na studia aktorskie się nie zdecydowała. Uważa, że zabijają naturalność. Postanowiła studiować prawo na Uniwersytecie Warszawskim.- Mam wizję Ally McBeal, która biega po sądzie, jakieś sprawy, ktoś przychodzi, ktoś wychodzi – mówi. – Nie chcę statycznie. Wiadomo, że trzeba posiedzieć nad książkami, nawet czasem lubię rozwijać się intelektualnie i poczuć się mądrą osobą.Młoda gwiazda nie wie jednak jeszcze, w którą stronę skierować swoje kroki. Jeśli nie aktorstwo ani prawo, to być może wybierze zawód reżysera dubbingu. Jej głos miał Król lew, słychać go było też w "Królowej śniegu", "Małej syrence", "Małych agentach" i innych filmach dla małych widzów.- Ona jeszcze nie wie, kim chce być – mówi Karolina Korwin – Piotrkowska, krytyk filmowy. – Nikt jej nie powiedział – dziewczyno, zdecyduj się, bo w twoim wieku już trzeba. Nie tylko ona, ale masa dzieciaków, których jest pełno w mediach, powinny zadać sobie pytanie, co dalej? Może lepiej mniej, a poważniej. Potem się okaże, że będą wyskakiwali z każdej przysłowiowej lodówki, a za kilkanaście miesięcy, dwa, trzy lata, nikt już nie będzie o nich pamiętał. Takie jest prawo show-businessu.