- Artur wzrusza i widzów i reżyserów. Opadają ręce, bo właściwie nie ma co reżyserować. Artur tak potrafi pokazać naturę człowieka, ośmieszyć a jednocześnie wzruszyć tą śmiesznością, pomniejszyć człowieka, a tym samym go wynieść – mówi Krystyna Janda, aktorka. Na stałe Artur Barciś jest zaangażowany w teatrze Ateneum. Ale współpracuje również z innymi teatrami. Udział w sitcomie Miodowe Lata przyniósł aktorowi popularność, która utrzymuje się do dziś również za sprawą roli w serialu Ranczo. W obu produkcjach Barciś gra razem z Cezarym Żakiem. Choć z niewielkimi przerwami pracują razem od 15 lat, nie mają czasu na przyjaźń. - Pracowitość jego mnie irytuje, bo ja nie jestem aż tak pracowity i tak drobiazgowy w grzebaniu w roli i dochodzeniu do efektu. Ja lubię czasami popracować na skróty – mówi Cezary Żak, aktor. Artuś Barciś jeszcze jako student łódzkiej szkoły filmowej zadebiutował w filmie Jerzego Hoffmana „Do krwi ostatniej”. Tuż po studiach grał w warszawskim teatrze na Targówku a późnej w Teatrze Narodowym. Pierwszą większa rolę filmową dostał w Znachorze u Jerzego Hoffmana. Jednym z najważniejszych doświadczeń była dla Artura Barcisia praca z Krzysztofem Kieślowskim na planie filmów z cyklu „Dekalog”. - Otworzył mi oczy na świat, który jest gdzieś tam dalej i trzeba się do niego dokopać – mówi aktor. Chociaż Artur Barciś ma na koncie blisko 100 ról teatralnych, filmowych i telewizyjnych, z goryczą przyznaje, że w ostatnich czterach latach nie zagrał w żadnym filmie kinowym. - Nie muszę jakoś specjalnie zabiegać o to, żeby ktoś wiedział, że ja istnieję. Możliwe, że niedługo tak będzie, że już tylko agenci będą decydować o obsadzie filmów. Jeżeli nie będzie się w stajni jakiegoś agenta, to nie będzie się grało. Być może dlatego, że nie mam agenta, od dawna nie grałem w żadnym filmie kinowym – mówi Barciś.