-Pierwszy raz pomyślałem o Evereście w latach 80., kiedy byłam małą dziewczynką. Półtora roku temu złamałam kręgosłup. Lekarze mówili mi, że długo nie wrócę do gry. Byłam tym załamana. Musiałam sobie znaleźć motywację, jakiś cel wyżej – opowiada Martyna Wojciechowska.Tym celem stała się dla Martyny wspinaczka na Mont Everest.- Powiedziałam teraz, albo nigdy. Takiej motywacji nie będę mieć już nigdy – mówi Martyna Wojciechowska.Po złamaniu kręgosłupa Martyna przez wiele miesięcy leżała unieruchomiona w gorsecie ortopedycznym. Nie mogła trenować.- Nie mam takiego doświadczenia jak himalaiści. Oni znają granice swoich możliwości. Ja nie. Byłabym głupia, gdybym powiedziała, że się nie boję. Boję się – przyznaje Martyna.Jak mówi, wejście na szczyt to jedno. Później trzeba z niego bezpiecznie zejść.- Zastanawiam się, gdzie jest ten moment, że człowiek mówi sobie, że teraz zawróci, bo ma jeszcze siły na powrót. Nie ma dnia, żebym nie myślała o ryzyku. Na tej górze zginęło ponad 200 osób.