- Gdyby nie Michał, być może dalej mieszkałabym w Łodzi i uczyła dzieci tańca w domu kultury – twierdzi Mandaryna. - Marta zawsze była indywidualistką – mówi Wiesława Mandrykiewicz, matka artystki. – Zawsze chodziła swoimi ścieżkami. Swoją miłość do tańca odkryła już w szkole podstawowej. Jako uczennica trzeciej klasy została członkinią zespołu dziecięcego Krajki, w którym tańczyła i śpiewała przez siedem lat. - Nie był to wielki talent wokalny – wspomina Barbara Słabicka, nauczycielka śpiewu z zespołu Krajki. – Wówczas pewnie by była bardziej promowana. Marta w międzyczasie wiele pracowała, ale myślę, że jej domeną jest jednak taniec. ---obrazek _i/Mandaryna9.jpg|prawo|Dzięki niemu zrobiła karierę--- Po Krajkach przyszedł czas na zespół tańca sportowego „7 coma 7”, w barwach którego w 1996 roku zdobyła Mistrzostwo Polski Solistów w tańcu hip hop. Urszula Dziekciarek, nauczycielka tańca Mandaryny wspomina: - Bardzo lubiła zdrową konkurencję. Miała też dużo lęków. Pamiętam podczas tournee w Niemczech rozszalała się straszna burza. Marta uciekła ze sceny pod kurtkę kolegi. Tak strasznie się bała i powiedział, że nie zatańczy, póki burza nie przestanie szaleć. Tańcząc w „7coma 7” Mandaryna poznała Michała Wiśniewskiego i zaczęła współpracę z jego zespołem jako choreograf. - Nie ukrywam tego, że wolałbym mieć żonę w domu, a nie gwiazdę –mówi Michał Wiśniewski, mąż Marty. I po chwili dodaje: - Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale tak właśnie było u mnie, że się zakochałem. Byłem zauroczony i tak mi zostało do dzisiaj. ---obrazek _i/Mandaryna4.jpg|prawo|O sobie mówi kiczowata--- - Związała się z człowiekiem bądź, co bądź kontrowersyjnym, z wielką siłą i poczuciem niezależności – mówi Halina Machulska, nauczycielka aktorstwa. – To tylko świadczy także i o jej sile, o jej niezależności. - Michała trzeba poznać – mówi matka Marty. – Na pierwszy rzut oka, gdy się go widzi, to można mieć różne skojarzenia. Myślę, że trzeba go poznać. Ja go polubiłam. Mandaryna żałuje, że nie może poświęcać rodzinie więcej czasu, a zwłaszcza swoim dzieciom. - Mama stara się mieć jak najwięcej czasu wolnego – mówi Marta. – Nie zawsze się to udaje. Pieniądze nie rosną na drzewie, ale jak tylko mogę i mam chwilę wolnego, staram się być z dziećmi jak najwięcej. W każdy weekend wyjeżdżam z domu, jestem w innym mieście i łapię się na tym, że nawet nie wiem, gdzie grałam tydzień temu. Wsiadam w samochód i tam, gdzie zostaję dowieziona, tam gram. Wielu znajomych mówi o niej, że jest odważna. Ona sama bez cienia zmieszania opowiada o swoich słabościach, o operacji powiększenia biustu i cukrzycy. ---obrazek _i/Mandaryna5.jpg|prawo|Nie kryje, że powiększała biust--- - Biust zrobiłam po ciąży i czuję się z tym bardzo dobrze. Nie chciałam siebie całej zmieniać, ale po porodach to się wszystko trochę zmienia i czułam się z tym nie bardzo. Zmieniłam go i super. A z tą chorobą nie mogę walczyć, bo bym przegrała walkę. Zaprzyjaźniłam się z nią, mam nową koleżankę, która się nazywa cukrzyca. Jestem najsłodszą dziewczyna pod słońcem.